niedziela, 12 lipca 2015

1.36

~ Niall’s P.O.V ~

Zaschło mi w gardle i od dwóch minut gapię się otępiły w zdjęcie USG naszego dziecka… poprawka, dzieci. Drugie z nich dostrzegłem chwilę później, nie mogąc uwierzyć.

Cassie nosiła w sobie dwójkę małych dzieci, które razem poczęliśmy. Dwójkę. Myśląc o jednym robiło mi się słabo, a tu okrągła dwójka!

- Żartujesz stary?! – niemal krzyknął Zayn, zaglądając mi przez ramię i również spojrzał na zdjęcie USG. – Jasna cholera – przeklął. – Po naszej Rezydencji będą biegały małe Horanki? – nie patrzyłem na niego, a wiedziałem, że głupio się uśmiecha.
- Nie rób sobie jaj! To jest poważna sprawa… - odparłem, ale w środku poczułem, jak robi mi się ciepło. Będę ojcem.

Będę cholernym ojcem.

Czy to należało do moich ukrytych marzeń? Nie, ale odkąd poznałem Cassie wszystko się zmieniło. Ja się zmieniłem. Byłem gotowy na wychowanie swoich dzieci? Musiałem. Innego wyboru nie było.
- Nie mów, że się nie cieszysz – odezwał się Louis, mając banana na twarzy. – Każdy z nas wiedział, że prędzej czy później wpadniecie. Pieprzycie się jak króliki.
- Przecież Cassie miała w sobie tą spiralę…
- Każda antykoncepcja ma swoje niedociągnięcia, Horan – przerwał mi Louis, wywracając oczami. – Panowie, będziemy wujkami dwójki rozkapryszonych dzieciaków Horana! – oznajmił ze śmiechem. Reszta zareagowała tak samo, nawet ja.
- Póki co zajmijmy się Bill’em, potem będziemy się śmiać i świętować – oznajmiłem, ostatni raz spoglądając na zdjęcie, a potem schowałem je do kieszeni spodni. – Potem chcę wracać do Cassie i kurwa zapomnieć o tym kutasie raz na zawsze.

***

Po dwudziestu minutach drogi zatrzymaliśmy się z jakiś kilometr od magazynów, w których miał być Bill. Moje myśli biegały wokół niego i Cassie, która czekała na mnie w domu. Nie mogłem jej zostawić samej. Potrzebowała mnie. I nasze dzieci w niej również.
- Jest stanowczo zbyt cicho – stwierdził Zayn, trzymając na wysokości swojej twarzy colta. Za nim szedł Louis i Liam z taką samą bronią i karabinami zwieszonymi na ramieniu. Bill nie mógł tego przeżyć. Czterech na jednego, porażka nie wchodziła w grę.
- Liam, Louis, kryjcie mi i Zayn’owi tyły, my idziemy do głównego magazynu – oświadczyłem i po wymienieniu poważnego spojrzenia z mulatem ruszyliśmy biegiem do naszego celu.
Nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogłem zginąć. Miałem do kogo wrócić. Moim „talizmanem” ochronnym było zdjęcie moich maluchów, które tkwiło w mojej kieszeni. Tym razem zamiast byciem podporą Cassie, ona i to zdjęcie byli moim wsparciem.
- Słyszę coś – odezwał się cicho Zayn, zatrzymując się przy lekko uchylonych drzwiach magazynu i spojrzał do środka przez szparę. Czekałem na jego znak. – Droga wolna – rzekł i otworzył szeroko drzwi wchodząc pierwszy. Podążyłem za nim, mierząc bronią. Nikogo w magazynie nie było. – Stary, zobacz – Zayn poklepał mnie po ramieniu, patrząc w przeciwną stronę, niż ja. Odwróciłem się i niemal wyszedłem z siebie.

Ceglana ściana magazynu była pokryta zdjęciami Cassie : jak była mała, ze swoją matką        mniej więcej w wieku ośmiu lat, nawet ze swoim ojcem… inne fotografie przedstawiały Cassie u Dereca w burdelu i Cassie teraz. Kilka zdjęć miała nawet ze mną.

Gościu ewidentnie był psycholem i planował wszystko od wielu lat.

- Jak dorwę tego chuja…

I w tym samym momencie usłyszałem głośny strzał i przeraźliwy ból w prawej nodze. Wrzasnąłem padając na ziemię pokrytym grudami piachu. Zayn jak automat odwrócił się i strzelił do napastnika.
- Nic Ci nie jest? – zapytał mnie Zayn, gdy nic już nam nie groziło.
- Kurwa, jest okay – syknąłem przez zaciśnięte zęby, oglądając swoje zranione udo. – Kula przeszła na wylot, przeżyję – dodałem, chwiejnie wstając.
- Brawo, Horan, w końcu mnie znalazłeś – gorzki głos za nami się zaśmiał. Z prychnięciem odwróciłem się twarzą do Billa, który wykrwawiając się leżał na ziemi i ostatkiem sił na nas patrzył.
- Możesz już iść Zayn – powiedziałem.
- A ty? – zmarszczył czoło.
- Poradzę sobie, jedźcie do domu – powiedziałem poważnie.
- Co ja powiem Cassie?
- Najlepiej nic, idź – warknąłem, posyłając mu ostre spojrzenie.
- Nie idziemy bez Ciebie – również warknął.
- Jakie to wzruszające – powiedział kpiąco Bill. – Jeszcze się pocałujcie i żyjcie długo i szczęśliwie!
- Idź stąd Zayn! – krzyknąłem twardo. Zayn chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zamknął usta i opuścił magazyn. Wypuściłem nadmiar powietrzu ze swoich ust i spojrzałem z pogardą na Bill’a. – Przejebałeś sobie u mnie, człowieku. Co robią tu jej zdjęcia?
- A czy to ważne? W końcu mnie dopadłeś, ciesz się! – wywrócił oczami. – I tak prędzej czy później bym was znalazł. Raz już to zrobiłem i od razu przepieprzyłem Twoją laskę, Horan.
- Gdyby nie moje związane ręce, wyrwałbym Ci tego zajebanego chuja i wepchnął Ci do ryja za to, co jej zrobiłeś.
- Nie słyszałeś jak krzyczała z rozkoszy?! – ponownie się zaśmiał. – Nie widziałeś jak zwijała się podczas orgazmu?!
- Ty jesteś popierdolony – zawarczałem, wymierzając broń w jego ramię i tam strzeliłem. Bill ryknął, gdy kula wbiła się w miejsce tuż nad jego obojczykiem. Na mojej twarzy pojawił się głupkowaty uśmiech. – Już nigdy więcej jej nie dotkniesz. To dzięki mnie krzyczy moje imię niemal każdej nocy, a ty jesteś nikim. Nic nie wartym gównem.
- Jeśli jestem gównem, dlaczego mnie jeszcze nie zabiłeś? – splunął.
- Bo uwielbiam gdy ludzie umierają w męczarniach – wycedziłem.
- Jeśli chcesz żyć radzę Ci, abyś się pośpieszył – uśmiechnął się na ostatkach sił. – Gdzieś tutaj jest ukryta bomba, Horan i dokładnie za minutę wybuchnie.
- Ty umrzesz, ja nie – parsknąłem śmiechem, strzelając w niego jeszcze raz, tym razem w głowę. Oczy Billa się rozszerzyły, a po kącikach ust zaczęła ciec krew. Odetchnąłem z ulgą, lecz wtedy usłyszałem te cholerne, dobrze znane mi pikanie. Dobiegało z niedaleka i z sekundy na sekundę było co raz głośniejsze. – Jasna cholera – przekląłem i wybiegłem koślawo w magazynu. Oddalenie się od niego było znacznie trudniejsze, niż to sobie wyobrażałem. Winę ponosiła postrzelona noga. W pobliżu nie zauważyłem samochodu chłopaków. – Kurwa! – wrzasnąłem i wraz z moim krzykiem, stos magazynów wybuchł.
Siła wybuchu była tak potężna, że wyleciałem w powietrze i wylądowałem z sześć metrów dalej. Padłem twarzą w twardą ziemię. Głośno syknąłem leżąc, dopóki wybuch nie ustał. Trwało to może z dwie minuty. Mocno szumiało mi w głowie i z trudem mogłem ją unieść do góry.
- Ja pierdole, nigdy więcej takich akcji – jęknąłem.

***

~ Cassie’s P.O.V ~

Im dłużej nie było Niall’a i chłopaków, tym bardziej się zamartwiałam i w głowie tworzyły mi się najgorsze scenariusze.

Co jeśli… Niall’owi stała się krzywda? Chłopacy by na to nie pozwolili, prawda?

- Uspokój się Cassie, to może zaszkodzić dzieciom – odparła Donatella, przytulając mnie do siebie kurczowo. Harry siedział w fotelu i co chwila spoglądał w stronę drzwi. Chciałam aby ten koszmar skończył się jak najszybciej i za kilka chwil Niall pojawił się w domu z tym swoim zawadiackim uśmiechem mówiąc przy tym „cześć maleńka”. Tylko to pragnęłam w tej chwili usłyszeć.
- Chcę aby już było po wszystkim – szepnęłam drżącym głosem, a moje oczy same mi się zamykały. Byłam naprawdę zmęczona. Nie spałam od momentu, gdy Niall mnie obudził.
- Prześpij się, obudzimy Cię – odparł opiekuńczym tonem Harry.
- Nie wiem czy dam radę… Za dużo o ty wszystkim myślę – mruknęłam, ziewając.
- Poradzisz sobie – uśmiechnął się blado i wstał, by chwycić z oparcia drugiego fotela duży koc i okrył nim mnie i Don.
- Dzięki – uśmiechnęłam się lekko i ułożyłam się wygodnie na kanapie, zamykając oczy. Po chwili zawładnął mną upragniony sen.

***

- Jak go nie ma? – usłyszałam czyiś cichy głos, który najwyraźniej starał się aby mnie nie obudzić. Przekręciłam się na drugi bok i powoli otworzyłam oczy. Nadal byłam w salonie, lecz tym razem sama, a głosy dobiegały z holu. – Czy ty ocipiałeś stary?! Ty pomyślałeś jak ona zareaguje?!

O czym oni mówili? Czy to miało coś wspólnego z misją?

- Chciał, byśmy pojechali bez niego, bardzo nalegał – odparł Zayn.
- Sam to powiesz Cassie, ja nie chcę jej już więcej podłamywać – warknął Harry i ich rozmowa ucichła.

Mimo, że mówili nie dokładnie o całej sprawie, ale ja już doskonale wiedziałam o co chodzi. Łzy formowały się w moich oczach i ciurkiem spłynęły po policzkach.

Niall nie wrócił z nimi. Moje obawy się potwierdziły.

- Cassie? – poczułam jak ktoś dotyka mojego ramienia. Powoli obróciłam się i spojrzałam zapłakana na Zayn’a.
- On nie żyje, prawda? – przełknęłam z trudem ślinę, zanosząc się szlochem.
- Nie wiem, Cassie, ale proszę, nie płacz – Zayn delikatnie uniósł mnie do góry i przytulił. Objęłam go niepewnie w talii, bo pierwszy raz Zayn pokazał swoją troskę wobec mnie. – To może zaszkodzić dzieciom.
- Wiecie już? – spytałam cicho.
- Niall też – Zayn uśmiechnął się delikatnie. – Był szczęśliwy, a rzadko go takiego widzę.
- A jeśli on…
- Musimy czekać, póki co tyle nam na razie zostało – odparł ponuro. Pokiwałam głową, ścierając łzy z twarzy. – Nie denerwuj się, Niall tego by nie chciał.
- On martwi się o wszystkich, tylko nie o siebie – parsknęłam śmiechem przez łzy.
- To prawda – Zayn również się zaśmiał. – Niall to twardy gość, nie pozwoli tak łatwo się załatwić.
- Wiem o tym – powiedziałam, choć nie byłam już tak pewna tych słów.

***

Nie mogłam nic przełknąć przez cały dzień. Donatella zmusiła mnie do wypicia ciepłej herbaty z mlekiem, a potem podkusiła jedzeniem z McDonald’a, które przywiózł Harry. Ciągle myślałam o Niall’u i o tym, czy… po prostu żył. Nie opuszczałam salonu. Tkwiłam na kanapie, okryta kocem i w towarzystwie wszystkich domowników. Byli w dobrych nastrojach.

Ale doskonale wiedziałam, że to było na pokaz, by nie martwić mnie.

- Czemu jesteście wobec tego tak obojętni? – zapytałam Louis’a późnym wieczorem, powoli jedząc ogromniastą kanapkę, którą dla mnie zrobił. To był na dobrą sprawę pierwszy posiłek jaki zjadłam tego dnia. Po kilku kęsach czułam się syta, ale musiałam zjeść ją całą, dla maluchów by miały z czego rosnąć.
- Niall nie raz nie dawał znaku życia przez cztery dni, a potem wracał jakby nigdy nic – Louis wzruszył ramionami, potem posłał mi pokrzepiający uśmiech. – Wszystko będzie okay, maleńka. On wróci.
- Wierzę w to – odparłam słabym głosem.
- Zostajesz na kanapie tej nocy? – skinęłam głową. – Nie będzie Ci nie wygodnie?
- Od kiedy zadajesz tyle pytań? – uśmiechnęłam się krzywo.
- To ja zawsze byłem ten najbardziej normalny – przypomniał mi, po czym wstał z kanapy i ucałował mnie w czoło. – Śpij dobrze.
- Ty też – mruknęłam i po zjedzeniu ułożyłam się na sofie. Plecy bolały mnie od niej niemiłosiernie, ale musiałam to przeboleć.

Nie zmrużyłam nawet oka. Ciągle patrzyłam na zegar, który stał na komodzie. Próbowałam sobie wmówić słowa Louis’a i powtarzałam, że „on wróci”.

Moje serce zabiło mocniej, gdy usłyszałam głośne szarpnięcie klamką, a po chwili walenie w drzwi. Automatycznie podniosłam się do pozycji siedzącej i poczekałam chwilę, czy ktoś by mnie nie wyręczył. Jednak nikt tego nie zrobił. W domu nadzwyczajnie cicho. Niepewnie zdjęłam z siebie kocyk i opatulając się rękoma poszłam korytarzem prosto do drzwi. Drżącymi dłońmi przekręciłam zamek i pociągnęłam klamkę w dół.

On tam stał.

Bez żadnej skazy, cały i zdrowy.

- Cześć maleńka – odparł, a ja ponownie się rozkleiłam. Niall śmiejąc się cicho wszedł do domu i wziął mnie w ramiona, przez chwilę unosząc.
- Tak się o Ciebie bałam, Niall – zaszlochałam, wtulając twarz w jego szyję. Pachniał mocnymi perfumami.
- Już nigdy więcej Ciebie tak nie zostawię – obiecał mi, stawiając mnie na ziemię, lecz nadal nie puścił. To może i lepiej. Brakowało mi jego dotyku. – I naszych maleństw – dodał po chwili z szelmowskim uśmiech, klękając i pocałował mój jeszcze płaski brzuch. Zaśmiałam się i pogłaskałam go po blond czuprynie. – Ty i one jesteście teraz priorytetem w moim życiu. Nic więcej.
- A gang? – spytałam.

- Na razie przechodzę na emeryturę, by być dumnym ojcem i mam nadzieję, że i mężem – powiedział i sięgnął do tylnej kieszeni spodni. Po chwili w jego dłoni tkwiło małe pudełeczko. Moja dłoń powędrowała do ust, a oczy napłynęły łzami, gdy ukląkł na jedno kolano. Podniósł wieko, a moim oczom ukazał się piękny pierścionek z brylantowym sercem. – Teraz, gdy mam ten cholerny pierścionek, Cassie, zostaniesz moją żoną?


****************************
Kochani, postaram się aby epilog był już JUTRO! 

Na razie się nie żegnam, bo to jeszcze nie czas, hahah XD :"(


Komentujcie! <3

K.

9 komentarzy:

  1. Boże to jest piękne ! <3 Nie mogę się doczekać następnego rozdziału ! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Wooooowww Będą małe Horankii :)
    http://lukehemmingsija.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham czekam na next
    Zapraszam http://changeshs1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. poplakalam sie to takie wzruszajace <3 uzaleznilam sie od tego opowiadanie !!! *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. C.U.D.O.W.N.Y !!! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział *.* z niecierpliwością czekam na epilog <3

    OdpowiedzUsuń
  7. To naprawdę jest coś wyjątkowego!

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest dla mnie ogromną motywacją do dalszej pracy <3 Lov yaa <3