~ Niall’s P.O.V ~
Zaschło mi w gardle i od dwóch minut gapię się otępiły w
zdjęcie USG naszego dziecka… poprawka, dzieci. Drugie z nich dostrzegłem chwilę
później, nie mogąc uwierzyć.
Cassie nosiła w sobie dwójkę małych dzieci, które razem
poczęliśmy. Dwójkę. Myśląc o jednym robiło mi się słabo, a tu okrągła dwójka!
- Żartujesz stary?! – niemal krzyknął Zayn, zaglądając mi
przez ramię i również spojrzał na zdjęcie USG. – Jasna cholera – przeklął. – Po
naszej Rezydencji będą biegały małe Horanki? – nie patrzyłem na niego, a
wiedziałem, że głupio się uśmiecha.
- Nie rób sobie jaj! To jest poważna sprawa… - odparłem, ale
w środku poczułem, jak robi mi się ciepło. Będę ojcem.
Będę cholernym ojcem.
Czy to należało do moich ukrytych marzeń? Nie, ale odkąd
poznałem Cassie wszystko się zmieniło. Ja się zmieniłem. Byłem gotowy na
wychowanie swoich dzieci? Musiałem. Innego wyboru nie było.
- Nie mów, że się nie cieszysz – odezwał się Louis, mając
banana na twarzy. – Każdy z nas wiedział, że prędzej czy później wpadniecie.
Pieprzycie się jak króliki.
- Przecież Cassie miała w sobie tą spiralę…
- Każda antykoncepcja ma swoje niedociągnięcia, Horan –
przerwał mi Louis, wywracając oczami. – Panowie, będziemy wujkami dwójki
rozkapryszonych dzieciaków Horana! – oznajmił ze śmiechem. Reszta zareagowała
tak samo, nawet ja.
- Póki co zajmijmy się Bill’em, potem będziemy się śmiać i
świętować – oznajmiłem, ostatni raz spoglądając na zdjęcie, a potem schowałem
je do kieszeni spodni. – Potem chcę wracać do Cassie i kurwa zapomnieć o tym
kutasie raz na zawsze.
***
Po dwudziestu minutach drogi zatrzymaliśmy się z jakiś
kilometr od magazynów, w których miał być Bill. Moje myśli biegały wokół niego
i Cassie, która czekała na mnie w domu. Nie mogłem jej zostawić samej.
Potrzebowała mnie. I nasze dzieci w niej również.
- Jest stanowczo zbyt cicho – stwierdził Zayn, trzymając na
wysokości swojej twarzy colta. Za nim szedł Louis i Liam z taką samą bronią i
karabinami zwieszonymi na ramieniu. Bill nie mógł tego przeżyć. Czterech na
jednego, porażka nie wchodziła w grę.
- Liam, Louis, kryjcie mi i Zayn’owi tyły, my idziemy do
głównego magazynu – oświadczyłem i po wymienieniu poważnego spojrzenia z
mulatem ruszyliśmy biegiem do naszego celu.
Nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogłem zginąć. Miałem
do kogo wrócić. Moim „talizmanem” ochronnym było zdjęcie moich maluchów, które
tkwiło w mojej kieszeni. Tym razem zamiast byciem podporą Cassie, ona i to
zdjęcie byli moim wsparciem.
- Słyszę coś – odezwał się cicho Zayn, zatrzymując się przy
lekko uchylonych drzwiach magazynu i spojrzał do środka przez szparę. Czekałem
na jego znak. – Droga wolna – rzekł i otworzył szeroko drzwi wchodząc pierwszy.
Podążyłem za nim, mierząc bronią. Nikogo w magazynie nie było. – Stary, zobacz
– Zayn poklepał mnie po ramieniu, patrząc w przeciwną stronę, niż ja.
Odwróciłem się i niemal wyszedłem z siebie.
Ceglana ściana magazynu była pokryta zdjęciami Cassie : jak
była mała, ze swoją matką mniej
więcej w wieku ośmiu lat, nawet ze swoim ojcem… inne fotografie przedstawiały
Cassie u Dereca w burdelu i Cassie teraz. Kilka zdjęć miała nawet ze mną.
Gościu ewidentnie był
psycholem i planował wszystko od wielu lat.
- Jak dorwę tego chuja…
I w tym samym momencie usłyszałem głośny
strzał i przeraźliwy ból w prawej nodze. Wrzasnąłem padając na ziemię pokrytym
grudami piachu. Zayn jak automat odwrócił się i strzelił do napastnika.
- Nic Ci nie jest? – zapytał mnie
Zayn, gdy nic już nam nie groziło.
- Kurwa, jest okay – syknąłem
przez zaciśnięte zęby, oglądając swoje zranione udo. – Kula przeszła na wylot,
przeżyję – dodałem, chwiejnie wstając.
- Brawo, Horan, w końcu mnie
znalazłeś – gorzki głos za nami się zaśmiał. Z prychnięciem odwróciłem się twarzą
do Billa, który wykrwawiając się leżał na ziemi i ostatkiem sił na nas patrzył.
- Możesz już iść Zayn –
powiedziałem.
- A ty? – zmarszczył czoło.
- Poradzę sobie, jedźcie do domu –
powiedziałem poważnie.
- Co ja powiem Cassie?
- Najlepiej nic, idź – warknąłem,
posyłając mu ostre spojrzenie.
- Nie idziemy bez Ciebie – również
warknął.
- Jakie to wzruszające –
powiedział kpiąco Bill. – Jeszcze się pocałujcie i żyjcie długo i szczęśliwie!
- Idź stąd Zayn! – krzyknąłem
twardo. Zayn chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zamknął usta i opuścił magazyn.
Wypuściłem nadmiar powietrzu ze swoich ust i spojrzałem z pogardą na Bill’a. –
Przejebałeś sobie u mnie, człowieku. Co robią tu jej zdjęcia?
- A czy to ważne? W końcu mnie
dopadłeś, ciesz się! – wywrócił oczami. – I tak prędzej czy później bym was
znalazł. Raz już to zrobiłem i od razu przepieprzyłem Twoją laskę, Horan.
- Gdyby nie moje związane ręce,
wyrwałbym Ci tego zajebanego chuja i wepchnął Ci do ryja za to, co jej
zrobiłeś.
- Nie słyszałeś jak krzyczała z
rozkoszy?! – ponownie się zaśmiał. – Nie widziałeś jak zwijała się podczas
orgazmu?!
- Ty jesteś popierdolony –
zawarczałem, wymierzając broń w jego ramię i tam strzeliłem. Bill ryknął, gdy
kula wbiła się w miejsce tuż nad jego obojczykiem. Na mojej twarzy pojawił się
głupkowaty uśmiech. – Już nigdy więcej jej nie dotkniesz. To dzięki mnie
krzyczy moje imię niemal każdej nocy, a ty jesteś nikim. Nic nie wartym gównem.
- Jeśli jestem gównem, dlaczego
mnie jeszcze nie zabiłeś? – splunął.
- Bo uwielbiam gdy ludzie umierają
w męczarniach – wycedziłem.
- Jeśli chcesz żyć radzę Ci, abyś
się pośpieszył – uśmiechnął się na ostatkach sił. – Gdzieś tutaj jest ukryta
bomba, Horan i dokładnie za minutę wybuchnie.
- Ty umrzesz, ja nie – parsknąłem
śmiechem, strzelając w niego jeszcze raz, tym razem w głowę. Oczy Billa się
rozszerzyły, a po kącikach ust zaczęła ciec krew. Odetchnąłem z ulgą, lecz
wtedy usłyszałem te cholerne, dobrze znane mi pikanie. Dobiegało z niedaleka i
z sekundy na sekundę było co raz głośniejsze. – Jasna cholera – przekląłem i
wybiegłem koślawo w magazynu. Oddalenie się od niego było znacznie trudniejsze,
niż to sobie wyobrażałem. Winę ponosiła postrzelona noga. W pobliżu nie
zauważyłem samochodu chłopaków. – Kurwa! – wrzasnąłem i wraz z moim krzykiem,
stos magazynów wybuchł.
Siła wybuchu była tak potężna, że
wyleciałem w powietrze i wylądowałem z sześć metrów dalej. Padłem twarzą w
twardą ziemię. Głośno syknąłem leżąc, dopóki wybuch nie ustał. Trwało to może z
dwie minuty. Mocno szumiało mi w głowie i z trudem mogłem ją unieść do góry.
- Ja pierdole, nigdy więcej takich
akcji – jęknąłem.
***
~ Cassie’s P.O.V ~
Im dłużej nie było Niall’a i
chłopaków, tym bardziej się zamartwiałam i w głowie tworzyły mi się najgorsze
scenariusze.
Co jeśli… Niall’owi stała się
krzywda? Chłopacy by na to nie pozwolili, prawda?
- Uspokój się Cassie, to może
zaszkodzić dzieciom – odparła Donatella, przytulając mnie do siebie kurczowo.
Harry siedział w fotelu i co chwila spoglądał w stronę drzwi. Chciałam aby ten
koszmar skończył się jak najszybciej i za kilka chwil Niall pojawił się w domu
z tym swoim zawadiackim uśmiechem mówiąc przy tym „cześć maleńka”. Tylko to
pragnęłam w tej chwili usłyszeć.
- Chcę aby już było po wszystkim –
szepnęłam drżącym głosem, a moje oczy same mi się zamykały. Byłam naprawdę
zmęczona. Nie spałam od momentu, gdy Niall mnie obudził.
- Prześpij się, obudzimy Cię –
odparł opiekuńczym tonem Harry.
- Nie wiem czy dam radę… Za dużo o
ty wszystkim myślę – mruknęłam, ziewając.
- Poradzisz sobie – uśmiechnął się
blado i wstał, by chwycić z oparcia drugiego fotela duży koc i okrył nim mnie i
Don.
- Dzięki – uśmiechnęłam się lekko
i ułożyłam się wygodnie na kanapie, zamykając oczy. Po chwili zawładnął mną
upragniony sen.
***
- Jak go nie ma? – usłyszałam
czyiś cichy głos, który najwyraźniej starał się aby mnie nie obudzić.
Przekręciłam się na drugi bok i powoli otworzyłam oczy. Nadal byłam w salonie,
lecz tym razem sama, a głosy dobiegały z holu. – Czy ty ocipiałeś stary?! Ty pomyślałeś
jak ona zareaguje?!
O czym oni mówili? Czy to miało coś wspólnego z misją?
- Chciał, byśmy pojechali bez
niego, bardzo nalegał – odparł Zayn.
- Sam to powiesz Cassie, ja nie
chcę jej już więcej podłamywać – warknął Harry i ich rozmowa ucichła.
Mimo, że mówili nie dokładnie o
całej sprawie, ale ja już doskonale wiedziałam o co chodzi. Łzy formowały się w
moich oczach i ciurkiem spłynęły po policzkach.
Niall nie wrócił z nimi. Moje
obawy się potwierdziły.
- Cassie? – poczułam jak ktoś
dotyka mojego ramienia. Powoli obróciłam się i spojrzałam zapłakana na Zayn’a.
- On nie żyje, prawda? –
przełknęłam z trudem ślinę, zanosząc się szlochem.
- Nie wiem, Cassie, ale proszę,
nie płacz – Zayn delikatnie uniósł mnie do góry i przytulił. Objęłam go
niepewnie w talii, bo pierwszy raz Zayn pokazał swoją troskę wobec mnie. – To
może zaszkodzić dzieciom.
- Wiecie już? – spytałam cicho.
- Niall też – Zayn uśmiechnął się
delikatnie. – Był szczęśliwy, a rzadko go takiego widzę.
- A jeśli on…
- Musimy czekać, póki co tyle nam
na razie zostało – odparł ponuro. Pokiwałam głową, ścierając łzy z twarzy. –
Nie denerwuj się, Niall tego by nie chciał.
- On martwi się o wszystkich,
tylko nie o siebie – parsknęłam śmiechem przez łzy.
- To prawda – Zayn również się
zaśmiał. – Niall to twardy gość, nie pozwoli tak łatwo się załatwić.
- Wiem o tym – powiedziałam, choć
nie byłam już tak pewna tych słów.
***
Nie mogłam nic przełknąć przez
cały dzień. Donatella zmusiła mnie do wypicia ciepłej herbaty z mlekiem, a
potem podkusiła jedzeniem z McDonald’a, które przywiózł Harry. Ciągle myślałam
o Niall’u i o tym, czy… po prostu żył. Nie opuszczałam salonu. Tkwiłam na
kanapie, okryta kocem i w towarzystwie wszystkich domowników. Byli w dobrych
nastrojach.
Ale doskonale wiedziałam, że to było na pokaz, by nie martwić mnie.
- Czemu jesteście wobec tego tak
obojętni? – zapytałam Louis’a późnym wieczorem, powoli jedząc ogromniastą
kanapkę, którą dla mnie zrobił. To był na dobrą sprawę pierwszy posiłek jaki
zjadłam tego dnia. Po kilku kęsach czułam się syta, ale musiałam zjeść ją całą,
dla maluchów by miały z czego rosnąć.
- Niall nie raz nie dawał znaku
życia przez cztery dni, a potem wracał jakby nigdy nic – Louis wzruszył
ramionami, potem posłał mi pokrzepiający uśmiech. – Wszystko będzie okay,
maleńka. On wróci.
- Wierzę w to – odparłam słabym
głosem.
- Zostajesz na kanapie tej nocy? –
skinęłam głową. – Nie będzie Ci nie wygodnie?
- Od kiedy zadajesz tyle pytań? –
uśmiechnęłam się krzywo.
- To ja zawsze byłem ten
najbardziej normalny – przypomniał mi, po czym wstał z kanapy i ucałował mnie w
czoło. – Śpij dobrze.
- Ty też – mruknęłam i po
zjedzeniu ułożyłam się na sofie. Plecy bolały mnie od niej niemiłosiernie, ale
musiałam to przeboleć.
Nie zmrużyłam nawet oka. Ciągle
patrzyłam na zegar, który stał na komodzie. Próbowałam sobie wmówić słowa
Louis’a i powtarzałam, że „on wróci”.
Moje serce zabiło mocniej, gdy
usłyszałam głośne szarpnięcie klamką, a po chwili walenie w drzwi.
Automatycznie podniosłam się do pozycji siedzącej i poczekałam chwilę, czy ktoś
by mnie nie wyręczył. Jednak nikt tego nie zrobił. W domu nadzwyczajnie cicho.
Niepewnie zdjęłam z siebie kocyk i opatulając się rękoma poszłam korytarzem
prosto do drzwi. Drżącymi dłońmi przekręciłam zamek i pociągnęłam klamkę w dół.
On tam stał.
Bez żadnej skazy, cały i zdrowy.
- Cześć maleńka – odparł, a ja
ponownie się rozkleiłam. Niall śmiejąc się cicho wszedł do domu i wziął mnie w
ramiona, przez chwilę unosząc.
- Tak się o Ciebie bałam, Niall –
zaszlochałam, wtulając twarz w jego szyję. Pachniał mocnymi perfumami.
- Już nigdy więcej Ciebie tak nie
zostawię – obiecał mi, stawiając mnie na ziemię, lecz nadal nie puścił. To może
i lepiej. Brakowało mi jego dotyku. – I naszych maleństw – dodał po chwili z
szelmowskim uśmiech, klękając i pocałował mój jeszcze płaski brzuch. Zaśmiałam
się i pogłaskałam go po blond czuprynie. – Ty i one jesteście teraz priorytetem
w moim życiu. Nic więcej.
- A gang? – spytałam.
- Na razie przechodzę na
emeryturę, by być dumnym ojcem i mam nadzieję, że i mężem – powiedział i
sięgnął do tylnej kieszeni spodni. Po chwili w jego dłoni tkwiło małe
pudełeczko. Moja dłoń powędrowała do ust, a oczy napłynęły łzami, gdy ukląkł na
jedno kolano. Podniósł wieko, a moim oczom ukazał się piękny pierścionek z
brylantowym sercem. – Teraz, gdy mam ten cholerny pierścionek, Cassie,
zostaniesz moją żoną?
****************************
Kochani, postaram się aby epilog był już JUTRO!
Na razie się nie żegnam, bo to jeszcze nie czas, hahah XD :"(
Komentujcie! <3
K.
Wow <3
OdpowiedzUsuńNext szyybko ^^
OdpowiedzUsuńBoże to jest piękne ! <3 Nie mogę się doczekać następnego rozdziału ! ♥
OdpowiedzUsuńWooooowww Będą małe Horankii :)
OdpowiedzUsuńhttp://lukehemmingsija.blogspot.com/?m=1
Kocham czekam na next
OdpowiedzUsuńZapraszam http://changeshs1d.blogspot.com/
poplakalam sie to takie wzruszajace <3 uzaleznilam sie od tego opowiadanie !!! *.*
OdpowiedzUsuńC.U.D.O.W.N.Y !!! <3
OdpowiedzUsuńSuper rozdział *.* z niecierpliwością czekam na epilog <3
OdpowiedzUsuńTo naprawdę jest coś wyjątkowego!
OdpowiedzUsuń