niedziela, 22 lutego 2015

1.31

Minęło kilka godzin odkąd to się stało. Nie wiedziałam, że przez taki krótki okres czasu można znienawidzić siebie i swoje ciało. Nie mogłam na nie patrzeć.

Zgwałcono Cię, podła szmato.

Zasłużyłaś na to.

Już nikt nigdy Cię nie dotknie.

- Spierdalaj z mojej głowy! – wrzasnęłam, chwytając się za włosy i niemal je wyrywając z frustracji, która z minuty na minuty nasilała się. Wybuchłam gromkim płaczem, po chwili okładając pięściami ścianę.
- Cassie… - cichy dziewczęcy głos spowodował, że zamarłam w miejscu. Odwróciłam się w stronę Donatelli cała podenerwowana i we łzach. Jej oczy również błyszczały wilgocią. – Wszystko będzie dobrze – pocieszyła mnie, delikatnie pocierając dłonią moje plecy. Zepchnęłam ją z siebie, lecz ona nieustępliwie to robiła, aż w końcu się poddałam.

Ona nie zrobi Ci krzywdy. Ona jest tą dobrą.

- Dowiódł swego Cassie, już Cię nie dotknie – powiedziała cicho.
- On w ogóle nie miał prawa mnie dotykać – odparłam bezpłciowo, patrząc w białą poduszkę.
- Wiem, skarbie, wiem… - westchnęła. – Nie możesz się poddać. Musisz myśleć o Niall’u.
- On też mnie wkrótce skrzywdzi. Przez Bill’a mnie nie dotknie, nigdy więcej nie pocałuje… - mój głos zaczął się stopniowo łamać, aż w końcu szloch odebrał mi jakąkolwiek zdolność mowy.
- On Cię kocha, Cassie, on nie jest Bill’em – poczułam jak jej ramiona otulają mnie lekko. Wtuliłam się w nią mocno, płacząc jeszcze mocniej, niż chwilę temu. – Musisz być silna dla Niall’a. Zobaczysz, że wszystko potem obróci się na Twoją korzyść, a Bill zginie.
- Sama zabije chuja własnymi rękoma! – krzyknęłam płaczliwie.
- Cśś… - uciszyła mnie Don, uspokajającym głosem. – Niall Ci pomoże, ja również. Uda nam się to przetrwać, zobaczysz – jej dłoń pogłaskała mnie po włosach.
- Musimy stąd uciec… ja tutaj nie wyrobię Don… - wychlipałam.
- Już niedługo.

W pewnym momencie ktoś wszedł do pokoju. Odwróciłyśmy się z Don jak oparzone w tamtym kierunku. Stał tam Niall… Mój Niall… który trzymał pistolet tuż przy jego skroni. Zastygłam w bezruchu.
- Powiedz mi Timmy, jak mogę się stąd wydostać? – zapytał groźnym głosem mężczyznę, trzymając palec na spuście. Facet bał się. Cholera, mało powiedziane : był przerażony!
- Tylnym wyjściem przez kuchnię – powiedział drżącym głosem, zerkając to na mnie to na Don nerwowo.
- Gdzie macie broń? – mężczyzna skinieniem głowy pokazał szafę, która mieściła się niedaleko łóżka, na którym byłam z Don. Na twarzy Niall’a pojawił się uśmiech. – Na drugi raz pamiętaj Timmy, że Niall’a Horana do cholery się nie więzi – i nacisnął za spust. Krzyknęłam razem z Don widząc jak krew rozbryzguje się wokół mężczyzny. Niall puścił go i ten z łoskotem upadł na podłogę, całkowicie nieruchomy. Nie żył. – Drogie Panie, nie mamy wiele czasu. Spadamy stąd – Niall posłał nam gorzki uśmiech. – Otwieraj szybko szafę Donatella – rzucił stanowczo, zamykając za sobą drzwi na zamek. Teraz już nic mi nie groziło. Był ze mną Niall. „On nas uratuje…” mój umysł powtarzał to jak mantrę. Donatella pognała do szafy, otwierając ją. Na ziemię spadła masa broni : noże, karabiny, colty… Zrobiło mi się słabo.

Wtedy spojrzał na mnie. Jego wzrok automatycznie stał się łagodny, a po jego alter ego nie było nawet śladu. Nie wiedziałam jak się zachować… Czy będzie mnie jeszcze kiedykolwiek chciał po tym, co zobaczył?
- Cassie – wyszeptał, idąc powoli w moją stronę. Napięłam się, co zauważył i przystanął na chwilę. – Nic Ci nie zrobię, maleńka – Niall rzucił broń na ziemię i pokazał swoje ręce. – To ja, nie on – dodał pewniej i głośniej. Nie spuszczałam z niego wzroku.

To jest Niall, nie on. On Ci nie zrobi krzywdy.

- Niall – zaszlochałam, wstając z łóżka i pobiegłam w jego stronę. Niemal od razu chwycił mnie w ramiona, a jego ręce oplotły mnie wokół talii. Jego dotyk był… inny. Nie czułam obrzydzenia. To był mój Niall. Dotykiem wyrażał swoją miłość do mnie.
- Boże, za wszystko Cię przepraszam… Już nigdy nie pozwolę, by stała Ci się krzywda – odparł niskim głosem, spoglądając na mnie. – Jak się czujesz?
- Teraz już lepiej – uśmiechnęłam się przez łzy. Również to uczynił i musnął moje czoło ustami. – Kocham Cię, Niall.
- Ja Ciebie też, aniołku – szepnął.
- Przepraszam, nie chciałabym wam przerywać, ale do cholery, musimy się stąd wydostać! – miłosną sielankę przerwał nam głos Donatelli. Oboje spojrzeliśmy na nią. Przyglądała się nam z szerokim uśmiechem. – Miłość swoją drogą, przyjdzie na to czas, ale nie wiem jak wy, ja do jasnej kurwy chcę opuścić to miejsce raz na zawsze.
- Dobra myśl – mruknęłam.

W ciągu kilku minut każde z nas było już uzbrojone od stóp po głowę w broń i w kamizelki kuloodporne. Byliśmy gotowi do ucieczki.
- Nie rozdzielamy się, moje Panie. Idziecie za mną i kryjecie tyły, a ja rozwalam wszystko co się poruszy, jasne? – posłusznie pokiwałyśmy głowami, trzymając przy sobie kurczowo karabiny.
- Mamy jedną szansę, do drugiej już nie dożyjemy – powiedziała Donatella, obojętnie zerkając na martwego mężczyznę w kałuży krwi. Ja nie mogłam. Nie byłam w stanie. – Do Londynu długa droga.
- Pomyślałem o tym już wcześniej – Niall wyjął ze swojej kieszeni nieznajome kluczyki i portfel. – Ten tuman miał wszystko przy sobie jak na tacy.
- Tu mieszkają same debile, więc co się dziwić – warknęła Don, wywracając oczami. – Wychodzimy? – zerknęła na nas.
- No wyboru już nie mamy – westchnął Niall zręcznie przekręcając zamek w drzwiach i otworzył je. – Ruszamy! – krzyknął.

Cała nasza trójka wybiegła z pokoju. Niall od razu ruszył na przód po cichu, będąc niczym zwierzę przygotowujące się do ataku. Takiego go poznałam i taki właśnie mnie pociągał. Na piętrze nie napatoczyliśmy się na nikogo. Było to aż za dziwne, gdyż… po prostu coś było nie tak. Musieli usłyszeć wystrzał, gdy Niall zabijał tego mężczyznę. Musiało się to im obić o uszy.

W ciągu minuty znaleźliśmy się na dole. Strach krążył w moich żyłach, zmieszany z rosnącą adrenaliną. Choć moje dłonie trzęsły się, ściskały mocno broń i w stanie konieczności byłam gotowa strzelić. Szczególnie do Bill’a.
- Nie ma tu kamer? – zapytał Niall Donatellę. Ta pokręciła głową.
- Tylko w niektórych pokojach, Bill nie chciał ich w całej posesji – szepnęła. W końcu dotarliśmy do schodów, po których cicho zeszliśmy. – Pewnie ich nie ma.
- Jak to nie ma? – zapytałam zdziwiona, rozglądając się wokół siebie. Było pusto i bardzo cicho.
- Czasami jadą do domów publicznych, by szukać nowych zdobyczy. Dzisiaj musiał być ten dzień – uśmiechnęła się.
- Niech się nimi udławią – syknęłam.
- Nikogo nie ma, zwiewamy – oznajmił Niall. Przeszliśmy do kuchni, gdzie nie było już tak zupełnie cicho.
- Posłuchajcie – powiedziałam i wszyscy ucichliśmy. Miałam rację. Skądś było słychać tykanie. Moje serce przyśpieszyło. Wsłuchując się bardziej znalazłam miejsce, z którego ono dochodziło. Otworzyłam prędko lodówkę.

- Kurwa mać! – wrzasnął Niall, wpatrując się wściekle w bombę, która wskazywała półtorej minuty do wybuchu. – Spierdalamy! – Niall podbiegł do kuchennych drzwi, które okazały się zamknięte. Spojrzałam przerażona na Don. – Musimy uciec głównymi, za mną – rozkazał Niall. Puściliśmy się biegiem przez budynek. Niall kopniakiem wyważył główne drzwi, które również okazały się zamknięte i niemal tempem zawodowych biegaczy sunęliśmy wzdłuż trawnika do jedynego auta, które stało kilkanaście metrów przed nami. To była scena niczym z filmu o Bondzie, lecz to nie był, a cholerne życie!

Gdy tylko dobiegliśmy Niall otworzył auto, a ja z Don wpakowałyśmy się do środka, Niall chwilę później zasiadł za kierownicą. Włożył kluczyki do stacyjki i odpalił auto dopiero za drugim razem. Niall nacisnął pedał gazu i ruszyliśmy. Gdy byliśmy już z kilometr za posesją Bill’a, rozległ się głośny huk. Bomba wybuchła.

A ja wtedy dopiero odetchnęłam z ulgą, nawet nie zerkając na tamto miejsce. Było moim przekleństwem.

- Mówiłaś, że nie uda się nam uciec – spojrzałam na Don, która zaśmiała się dźwięcznie.
- Kłamałam.
- Gdzie my w ogóle jesteśmy? – zapytał Niall, zerkając na dziewczynę w lusterku.
- W na obrzeżach Amsterdamu.
- Serio? – wybałuszyłam na nią oczy. – Na Holandię to mi nie wygląda – Don tylko wzruszyła ramionami i spojrzała na widok za oknem, uśmiechając się delikatnie. Również to uczyniłam, opierając czoło o szybę. Wtedy dopiero odczułam jak bardzo zmęczona byłam, głodna i wyczerpana psychicznie.
- Hej – poczułam ciepłą dłoń Niall’a na swojej. Popatrzyłam na niego spod przymkniętych powiek. – Wszystko w porządku? – spytał. Wiedziałam o co mu chodzi. Pokręciłam głową, ściskając jego palce swoimi.
- Potrzebuję Cię, Niall – szepnęłam.
- Już nigdy Cię nie opuszczę. Przejdziemy przez to razem – przyrzekł.
- Wierzę Ci – mruknęłam, nie spuszczając wzroku z jego twarzy.

Teraz musiałam wrócić do rzeczywistości.

***
 - Poniekąd nasza sprawa jest zakończona. Dla Bill’a nie żyjemy – stwierdziłam, gdy Don z Niall’em pozbywała się broni, wrzucając je do pobliskiej rzeki. Ja zostałam w aucie i obserwowałam wszystko z boku.
- Myślisz, że tak łatwo w to uwierzy? – Don spojrzała na mnie pytająco, wrzucając ostatni karabin do wody. – Samochód, który stał pod posesją zniknął.
- Przecież ten Timmy mógł zwiać, a po wybuchu z naszych ciał by i tak nic nie zostało…
- Bill mógł to tak samo wszystko zaplanować – wtrącił się w moją wypowiedź Niall, wracając na miejsce kierowcy, a Don na tylne siedzenia i po minucie znowu byliśmy w drodze. – Dziwnym trafem bomba znalazła się w lodówce, ten typ mnie rozwiązał… choć i tak bym to zrobił bo czułem, że coś się święci.
- Nie roztrząsajmy już tego. Jesteśmy wolni i wracajmy do Londynu – odparłam, rozkładając się wygodnie na fotelu, niemal zwijając się na nim w kłębek.
- Prześpij się maleńka – dłoń Niall’a pogłaskała mnie po włosach. – Należy Ci się trochę odpoczynku.
- Tobie również – szepnęłam. – Czy oni Ci coś…
- Nie – pokręcił głową. – Nawet dali mi coś do żarcia…
- Ale? – mruknęłam.
- Pokazywali mi urywki tego, jak Cię katowali – jego dłonie mocniej zacisnęły się mocniej na kierownicy. Zadrżałam na to wspomnienie. – Potem słyszałem plany co mnie z Tobą zrobić… Nie mogłem tego znieść… Nie mogłem znieść tego, że miałem związane ręce i musiałem na to wszystko patrzeć tak bezczynnie… To mnie zabiło od środka – do moich oczu napłynęły łzy, lecz odgoniłam je szybkimi mrugnięciami.
- Jak się uwolniłeś? – spytałam cicho.
- Powiedziałem temu Timmy’iemu, że chce mi się do łazienki i debil rozwiązał mnie z łańcuchów – parsknął śmiechem. – No i reszta poszła gładko. Teraz jest czas by wrócić do domu.
- Tak – zmusiłam się do lekkiego uśmiechu.


Lecz czy po powrocie do niego, wszystko będzie takie same?


*******************************
W końcu wolni! Ale czy właśnie : wszystko wróci do normy? 


35 komentarzy = NOWY ROZDZIAŁ!! :* <3

Komentujcie <3

K.

niedziela, 15 lutego 2015

1.30

Czekałam. Tylko tyle mi zostało, bo… innego wyjścia nie miałam.
Minął dzień… lub dwa. Nie przychodzili po mnie. Donatella pomagała mi dojść do siebie, karmiła mnie, bym się nie odwodniła. Rany nie goiły się tak szybko i przez siniaki oraz opuchnięte kończymy, moje ruchy były ograniczone.
Kompletnie nie wiedziałam, gdzie się znajduję, kim byli Ci goście… gdzie podziewał się Niall. Wiedziałam, że był w tym samym budynku co ja, ale… mój Boże, czy on jeszcze żył?
- Wiesz coś na temat… chłopaka, którego porwali razem ze mną? – zapytałam Donatellę, podczas trzeciego dnia porwania. Każdego poranka zaczynałam dzień tym pytaniem. Bałam się o Niall’a. Gdyby ktoś zrobił mi krzywdę… Nie, nie mogę o tym myśleć. Muszę przeżyć najgorsze, może dopiero wtedy pozwolą mi się z nim zobaczyć.
- Dzisiaj widziałam jak jakiś blondyn pobił się z Patrick’iem… Zakładam, że chodziło o Ciebie, bo kilka razy padło tam Twoje imię – odparła, powoli wybudzając się ze snu. Ona leżała na łóżku po drugiej stronie pokoju, a ja naprzeciwko niej. Spędzałam w nich większość dnia, oprócz kilku minut, które poświęcałam na rozchodzenie zdrętwiałych od leżenia kończyn. Czułam się jak zwierzę w klatce. Nie mogłam wyjść z pokoju, a gdybym to zrobiła, krwi by nie zabrakło.
- Mam nadzieję, że nic mu się nie stało – powiedziałam cicho, podnosząc się delikatnie do góry na łokciach.
- To Twój chłopak? – pokiwałam głową. – Ten Niall Horan? Nie przeszkadza Ci jego przeszłość związana z…
- Sama mieszkałam w domu dla prostytutek – uśmiechnęłam się słabo. Wytrzeszczyła na mnie oczy.
- Czy ty z tymi kolesiami… - pokazała coś dziwnie rękoma, ale ja oczywiście wiedziałam o co chodzi.
- Nie – pokręciłam przecząco głową. – To Niall… pozbył się mojego dziewictwa.
- Jaki jest w łóżku? – zapytała ponownie, a na jej twarzy zauważyłam szeroki uśmiech. Również nie mogłam się powstrzymać, by tego nie zrobić.
- Nieokiełznany – zaśmiałyśmy się głośno.
- Dziki?
- O tak – przytaknęłam rozbawiona.
- Ta dziwka już nie śpi – za drzwiami usłyszałam dobrze znany mi głos Bill’a. Po moim ciele przeszły ciarki i spojrzałam spanikowana na Donatellę. Ta równie była przestraszona jak ja i szybko wyskoczyła z łóżka. Zrobiłam to samo. Po chwili z hukiem do pokoju wpadł Bill, ubrany w czarny podkoszulek i starte dżinsy. Po jego minie widziałam, że był wściekły. – Donatella, wyglądasz bardzo niestosownie w tej koszulce nocnej – skarcił ją, mierząc wzrokiem. Faktycznie, może i Don nie miała na sobie normalnej piżamy, ale nie odsłaniała tyle, by mógł się jej przyczepić. Don spuściła wzrok na swoje dłonie, wyraźnie zmieszana. – Muszę pogadać z Patrickiem. Moja siostra nie będzie pałętała się przed nim w takiej szmacie.
- To ja noszę, nie ty – odparła cicho, zerkając na niego niepewnie. Boże, jak ona się go bała!
- Pozwalałem Ci się odzywać?! – warknął, a ona pokręciła głową. – Odpowiedz! – krzyknął.
- Nie – mruknęła.
- Super, w końcu się rozumiemy – westchnął zirytowany i przeniósł swój ciemny wzrok na mnie. – No, w końcu mogę spojrzeć na Twoją twarz i nie krzywić się przy tym – Bill uśmiechnął się drwiąco.
- Zabawne – prychnęłam.
- Zobaczymy, czy zaraz będzie tak zabawnie – jego błysk w oczach mnie zaniepokoił i spowodowało to, że zaczęłam stawiać małe kroczki do tyłu. Na parapecie leżał kij bejsbolowy. To się mogło przydać, a plan ucieczki udać, gdyby oprócz Billa nie było tutaj więcej sadystycznych typów. – Maleńka Cassie się mnie boi?
- Wydaje Ci się. Z gorszymi skurwielami miałam do czynienia – syknęłam, napotykając na swej drodze parapet. Dyskretnie dłońmi chwycił kij za rękojeść i mocno zacisnęłam na niej palce.
- Zaraz zobaczymy – i przyśpieszył kroku, a ja spanikowana podniosłam kij i zamachnęłam się nim, uderzając nim Billa prosto w głowę. Od razu puściłam się biegiem, gdyż Bill upadł na ziemię, mocno trzymając się za głowę. Opuściłam pokój nerwowo ściskając kij, jako narzędzia do obrony. Słyszałam jego wrzaski i krzyki Donatelli, ale ja byłam niczym rozjuszony byk po zobaczeniu czerwonego koloru. Chciałam uciec.
Lecz najpierw trzeba było znaleźć mojego chłopaka.
- Niall?! – wydarłam się, biegając po korytarzach, o dziwo przez nikogo nie goniona. Sprawdzałam każdy pokój, wołając imię Horana. Nie dostawałam odpowiedzi. – Niall?! Gdzie jesteś?!
- Cassie! – jego głos wydobył się zza któryś drzwi. Nie byłam w stanie stwierdzić, których. Usłyszenie jego głosu przyniosło mi niemałą ulgę.
- Niall! – dopadłam pierwsze lepsze drzwi i wpadłam z impetem do środka.
Niall… był cały i zdrowy. Był tylko bardzo zmęczony. Pod jego oczyma widniały duże wory. Był przywiązany do krzesła sznurami. On żył… Nic mu nie było.
- Co oni Ci do kurwy zrobili? – warknął, z przejęciem obserwując moją twarz.
- To nie jest ważne! Musimy się stąd wydostać – mówię, zamykając za sobą drzwi. Nie miały one zasuwki ani kluczyka, by można było je zamknąć. – Cholera – przeklęłam.
- Nie mamy dużo czasu – stwierdził, wiercąc się na krześle, by rozluźnić uścisk lin na nadgarstkach.
- Będzie po mnie jeśli mnie tu znajdą – jęknęłam, podbiegając do Niall’a, pomagając rozwiązać liny. Okazało się to trudniejsze, bo wszystko było związane na pogmatwane supły.
- Jak się wydostałaś? Myślałem, że gdzieś Cię trzymają i oni Cię… - nie musiał dokańczać.
- Czasami wiem, kiedy używać kija – wymusiłam bez szczelny uśmiech.
- Musisz stąd uciekać, Cassie – odparł Niall poważnie.
- Nie zostawię Cię tutaj. Trafiłeś tu przeze mnie – parsknęłam, szarpiąc się z linami. – Co za pieprzone gówno! – krzyknęłam, czując jak w moich oczach zbierają się łzy frustracji.
- Uciekaj Cassie. Poradzę sobie! – naciskał uporczywie.
- Niall, przestań gadać! – burknęłam i w tym samym momencie drzwi od pokoju uderzyły z hukiem o ścianę. Odskoczyłam od Niall’a z krzykiem. Bill, który stał w wejściu mierzył mnie płonąco wściekłym wzrokiem, zaciskając dłonie w pięści tak mocno, że pobielały mu kłykcie.
- Wiedziałem, że ta dziwka Cię znajdzie – prychnął, idąc w moją stronę, cały purpurowy na twarzy. Był wściekły. Sparaliżowało mnie. Nie mogłam się ruszyć. Moje kończyny odmówiły mi posłuszeństwa. Gdy w końcu odzyskałam tą możliwość zostałam mocno uderzona przez Bill’a i upadłam na podłogę, waląc o nią swoją głową. Zajęczałam czołgając się w stronę wyjścia, czując paraliżujący ból wzdłuż twarzy po zderzeniu z jego pięścią. – Gdzie się kurwa wybierasz?! – wykrzyknął, doganiając mnie bez trudu. Pociągnął mnie za nogi, przez co drzwi oddaliły się ode mnie na dobre pół metra. Nie minęła chwila, a on siedział na moim tułowiu, odbierając mi zdolność do poruszenia się. – Chciałem być dla Ciebie miły, zrezygnować z całkowicie z poprzednich zamiarów, a ja za to dostaję kijem po głowie? Czy Horan nie nauczył Cię, że faceci w naszym środowisku nie cackają się z takimi lalkami jak ty?
- Spierdalaj – splunęłam na niego swoją śliną, na co warknął zniesmaczony. Wytarł swoją twarzą wolną rękę, gdy drugą przeniósł na moją szyję, lekko mnie przyduszając. Zadławiłam się powietrzem, czując jak w jednej chwili robi mi się strasznie gorąco. Niall za mną krzyczał, niemal wychodził z siebie, by wydostać się spod więzów. Ja z całej siły próbowałam chwycić cenne powietrze do swoich płuc. Biłam go w klatkę piersiową rękoma, wierzgałam się pod nim, mając skrytą nadzieję, że go w końcu uderzę… ale on był jak z żelaza. Nie mogłam nijak go z siebie zepchnąć. – Puść mnie – wydusiłam z siebie, wpatrując się w jego twarz.
- Myślisz, że możesz ze mną sobie tak pogrywać? – syknął, puszczając mnie w końcu. Zaczęłam głośno kaszleć, z trudem łapiąc oddech.
- Nie, przepraszam… - wyszlochałam, cała załzawiona patrząc na Niall’a. Nigdy nie widziałam go bardziej zdeterminowanego.
- Teraz zwykłe przepraszam nie wystarczy – zacharczał. Przeniosłam wzrok na Billa, czując w tych słowach jasny jak słońce podtekst.
- Nie… Bill, proszę nie rób mi tego… - pokręciłam przerażona głową, ponownie próbując go zepchnąć z siebie.
- Jaka Ci to różnica? Wielu przede mną Cię przeleciało, więc będę tylko sadystycznym dupkiem, który wypieprzy Cię na oczach Twojego chłoptasia – zaśmiał się szyderczo.
- Ty pojebany skurwielu! – wrzasnął Niall, kipiący złością. – Tylko ją tkniesz!
- No co? Masz związane ręce stary – na jego twarzy pojawił się szeroki i złośliwy uśmiech.
- Kurwa, zostaw ją! – uszy bolały mnie od ich wrzasków. Nie chciałam w tej chwili w ogóle żyć.
- Proszę, Bil… Nie dotykaj mnie – wychlipałam, odpychając z swojego ciała jego ręce, które po nim sunęły.
- Czas pokazać Ci, gdzie jest Twoje miejsce, ty nędzna i podła szmato.
To co się stało… Było jedną z najgorszych rzeczy, jaką doświadczyłam. Ten ból nie równał się z bólem, które wyrządził mi kiedyś Niall. Nawet nie było w gramie tak duże, jak właśnie to… Bill gwałcił i bił mnie na oczach Niall’a. Nie mogłam spojrzeć na blondyna. To jak on się ze mnie wsuwał i wysuwał w ostrym tempie… to tak bolało! Czułam jak moja kobiecość cierpi przez tego skurwysyna z każdym jego pchnięciem. Nie miałam siły ruszyć żadną kończyną, choćby palcami. Byłam wykończona fizycznie i psychicznie.
- Dajesz maleńka, pokaż na co Cię stać – jęknął do mojego ucha, uderzając we mnie jak ciężarówka. Zapłakałam głośno, robiąc wszystko by się wydostać. Jego dłonie stanowczo trzymały mnie za biodra i niemal je miażdżyły, gdy próbowałam się wyplątać z jego kończyn. Nie byłam w stanie się uwolnić. Bill był za silny. Wtedy po raz pierwszy spojrzałam na Niall’a. Nie potrafiłam określić, jak bardzo wściekły był. Nie mógł nic zrobić… to było najgorsze. On i ja cierpieliśmy. Gdy Bill to… robił, przypomniał mi się dotyk ojca… moja skóra paliła, chciałam się pozbyć tego uczucia. – Cassie, jesteś taka ciasna… - wystękał Bill, wbijając zęby w moją szyję. Krzyknęłam i zaszlochałam przez nieprzyjemne igiełki bólu wzdłuż szyi. Nie mogłam na niego patrzeć. Gdybym mogła, oderwałabym mu za to jaja. To była tortura, z seksu powinno się czerpać przyjemność… A czułam się upokorzona i totalnie poniżona. Bałam się go. Wiedziałam już teraz, że był zdolny do wszystkiego. – Cassie! – ryknął, pieprząc mnie bezlitośnie, dopóki nie doszedł na mój brzuch. Wtedy kompletnie wybuchłam płaczem, odpychając go od siebie. Bill patrzył na mnie otumaniony orgazmem i wykazał się łaską, by mnie ubrać z powrotem w moje ubrania. Zwinęłam się w kłębek, mając ochotę po prostu to wszystko zakończyć. Czułam ból taki, który nigdy mi nie towarzyszył. Wszystko mnie bolało… szczególnie dolne partie. Nie czułam swojej kobiecości. – Twoja dziewczynka jest zajebista, Horan. Już wiem, dlaczego Ci się spodobała.
- Gdy tylko uwolnię swoje ręce, nie będziesz żył – zawarczał Niall, a ja czułam na sobie jego ciepły wzrok. Pierwszy raz mi nie pomógł.
Nie chciałam by na mnie patrzył…

Bałam się, że on też zrobi mi krzywdę. 


******************************************
:( Tylko tyle w temacie :( 

http://www.wattpad.com/story/32846032-angry-zayn-malik-fanfik
Zapraszam! Może ktoś jeszcze pamięta ANGRY :D Teraz będzie ono odświeżone na wattpadzie :D

35 komentarzy = NOWY ROZDZIAŁ!!! :* <3


Komentujcie <3

K.

poniedziałek, 2 lutego 2015

1.29

W nocy od razu poczułam nieobecność Niall’a przy swoim boku. Otworzyłam oczy i powitała mnie ciemność, było jej aż za nadto. Część łóżka, po której leżał Niall była rozkopana.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i zapaliłam lampkę stojącą na szafce nocnej. Przetarłam oczy i przeciągnęłam, jednocześnie zerkając na zegarek. Czy on już miał w zwyczaju wstawać o trzeciej rano? Po niechętnym wstaniu z łóżka założyłam na siebie bieliznę ( pierwszy raz od wielu dni ), swoje leginsy, za dużą bluzę i skarpetki wraz ze znoszonymi conversami, gdyż było dosyć chłodno, w zwyczaju wyszłabym w samej koszulce Niall’a i na bosaka. Co mnie zbiło z tropu? Głucha cisza. Rozejrzałam się po długim korytarzu. Nikogo w nim nie było. To mnie jeszcze bardziej zmartwiło. Zawahałam się przed pójściem na dół. Zazwyczaj Niall był w swoim gabinecie, albo grał gdzieś w zaciszu kojące melodie na gitarze. W końcu po cichu zeszłam na dół co chwilę rozglądając się wokół własnej osi.

- Niall? – powiedziałam trochę głośniej, niż zamierzałam, lecz i tak odpowiedziała mi cisza. Zadrżałam, bynajmniej nie zimna. Gdy chciałam chwycić po komórkę Niall’a, która leżała na blacie kuchennym, usłyszałam cichy męski śmiech za swoimi plecami. Zamarłam. Zrobiło mi się sucho w gardle i nie byłam w stanie nic powiedzieć.
- Twój Niall jest chwilowo niedostępny – napastnik ma głos niski i mam ciarki na całym ciele ze strachu. – Tak jak i ty – po tych słowach przyłożył mi białą szmatkę do ust. Zaczęłam się z nim szarpać i jakkolwiek go uderzyć. Machałam swoimi kończynami i głową, by odsunąć się od tajemniczej szmatki, która pachniała niezbyt urzekająco. Po kilku sekundach poczułam jak moje ciało słabnie w jego uścisku, a moje oczy robią się ciężkie, aż w końcu powieki opadają, a ja tracę przytomność.

***
Budzę się, mając nadzieję, że był to tylko ten jeden ze snów, który wydaje się tak realny, że dostaje się dreszczy na całym ciele. Jednak po otworzeniu oczu zobaczyłam, że byłam w zupełnie innym miejscu. Pomieszczenie wyglądało… dość przyzwoicie, ale ja starałam się wbić do swojego umysłu, że było ono obskurne i obrzydliwe. Ściany były pomalowane na głęboką czerwień, a ściany pokryte czarnym dywanem. Po obu stronach pokoju stały dwa niezbyt duże łóżka pokryte białą, szpitalną kołdrą. Z trudem rozejrzałam się po reszcie pokoju. Moja głowa była strasznie ociężała i musiałam wytężyć wzrok by cokolwiek zobaczyć. Chciałam się podnieść, lecz moje ręce napotkały na swojej drodze przeszkodę. Siedziałam na ziemi, a ręce były przyczepione do kajdan, których łańcuchy były przymocowane do ścian. Szarpnęłam nimi mocniej, a potem i jeszcze raz i kolejny, z co raz to większą determinacją.
- Gdzie ja jestem? – wyszeptałam sama do siebie, co raz bardziej się bojąc. Nie wiedziałam co się działo, nie wiedziałam gdzie był Niall i po co tu byłam! Raptownie gałka w drzwiach przekręciła się, a ja ponownie zapadłam w „sen”, mając nadzieję, że uda mi się nie zmierzyć z napastnikiem twarzą w twarz.
- Nadal nieprzytomna? – zapytał jakiś facet, ochrypłym głosem. Po tonie mogłam stwierdzić, że głos należał do mężczyzny w średnim wieku.
- Ile żeś ty tego wylał na tę szmatę Bill? To już piąta godzina – zaśmiał się drwiąco drugi głos. To było ich dwóch?!
- Musimy ją jakoś ocucić - powiedział Bill, ten pierwszy mężczyzna i usłyszałam jak wchodzi do pokoju i znika prawdopodobnie w łazience. Ten drugi nie opuścił pokoju, a ja czułam na sobie jego ciekawski wzrok. Trudno było mi się powstrzymać od jakiegokolwiek ruchu.
W pewnym momencie poczułam jak spora ilość wrzątku została na mnie wylana. 
Otworzyłam oczy z głośnym krzykiem, szarpiąc za łańcuchy. Moja wewnętrzna ja już się poddała, padając na kolana i wybuchając płaczem. Sama miałam na to ogromną ochotę.
- Wiedziałem, że jest już przytomna – powiedział Bill, uśmiechając się chytrze. Tak jak podejrzewałam Bill miał na oko trzydzieści lat i wyglądał… nie obijając w bawełnę, bardzo atrakcyjnie. I go znałam, lecz nie wiedziałam skąd. – Znowu się spotykamy Cassie.
- Kim jesteś? – zapytałam cicho, z trudem na niego patrząc. Nie lubiłam gdy mężczyzna tak na mnie patrzył. Mógł to robić tylko Niall. – Gdzie jest…
- Wszystko w swoim czasie, maleńka – jego uśmiech się powiększył. Przełknęłam głośno ślinę i gdy tylko zaczął robić w moją stronę pewne kroki, robiłam wszystko by wyszarpać się z łańcuchów i znaleźć jak najdalej od niego. – To nic nie da. Pewnie domyślasz dlaczego tu jesteś?
- Nie – uśmiechnęłam się z pogardą, po czym wywróciłam oczami.
- Jak Horan z Tobą wytrzymuje, to ja nie mam pieprzonego pojęcia – Bill kucnął przede mną i wolną ręką dotknął moich niebieskich włosów. Wstrzymałam oddech. – Nadal ten kolor… Gdyby nie one, straciłabyś swoją wyrazistość skarbie.
- Pierdol się – splunęłam. Twarz Bill’a stężała.
- Wcale, a wcale nie tęskniłem za Twoim ciętym językiem.
- I wzajemnie, złamany chuju.
- Nie radziłbym Ci tak mnie nazywać, gdy jesteś niedysponowana do obrony – w jego oczach zamajaczyła się tajemnicza iskierka. Tym razem to ja stężałam. – Chociaż chciałbym zobaczyć Horana, który nie może tej dziwce pomóc.
- Nie jestem dziwką – zmrużyłam oczy.
- Niby po co Derec trzymał Cię pod swoim dachem? Byś się puszczała – wykrzywił twarz w gorzkim uśmiechu.
- Prędzej dostałby w pysk, niż by mnie dotknął – prychnęłam.
- Domyślam się, że Horan wziął Cię porządnie w obroty. Żadna laska od niego nie wychodzi porządnie zerżnięta – zakpił. Pewnie kiedyś tak było. Nie skomentowałam jego słów, bo wzmianka o samym Niall’u powodowała, że zaczęłam za nim tęsknić. – Chętnie sprawdziłbym ile te Twoje usteczka potrafią wnieść korzyści, ale zostawię to na później – zamarłam, słysząc te słowa. – Ale najpierw trzeba z Ciebie jakoś wydusić to, gdzie jest Derec.
O cholera.
- Nie wiem gdzie jest – powiedziałam cicho.
- Tak jasne – wywrócił oczami. Byłam aż tak słabym kłamcą? – Patrick, zabierz ją do jego pokoju i przymocuj do kajdan – moje oczy wyszły na wierzch, a ciałem zawładnęła panika. Jego pokoju? Czy był tam Niall? Co oni będą mi robić?
- Ręce i nogi? – zapytał ten drugi. Widać było jego minie, że aż rwał się do tego.
- I bez bluzy, zadowolony? – zaśmiał się Bill, a ja miałam ochotę się rozpłakać.
- Gdzie mnie zabieracie? – zapytałam z trudem powstrzymując łzy, które cisnęły mi się do oczu. Nie mogłam być słaba, nie w tej chwili. Musiałam być silna i walczyć.
- Nazwij to miejsce jak chcesz, ale stamtąd już nie wyjdziesz żywa.

- Zostaw mnie! – krzyknęłam, gdy brudne i duże łapska Patrick’a próbowały się pozbyć mojej bluzy. Tylko mi brakowało tego, bym była w samych leginsach i staniku przy nim i tym drugim pierdolniętym czubem! W dodatku w tak podejrzanym miejscu!
- Zamknij się w końcu do jasnej kurwy! – wrzasnął, a jego oszpecona bliznami twarz wykrzywiła się we wściekłości. – Podnieś te cholerne ręce do góry, albo tego pożałujesz.
- Możesz mnie cmoknąć, chuju – syknęłam. Wtedy jego dłoń zaciśnięta w pięść śmignęła mi przed oczami, a ja poczułam ogromny ból w prawym policzku. Z piskiem padłam na podłogę, dodatkowo uderzając w nią mocno głową. Jęknęłam płaczliwie, nie mając siły na resztę walki.
- Teraz będziesz robiła co Ci karzę? – z niechęcią lekko pokiwałam głową i nieudolnie próbowałam podnieść się z ziemi. – Ja pierdole – usłyszałam jak Patrick głośno wzdycha z roztargnieniem. Nie minęła chwila, a podniósł mnie na nogi, na których ledwo byłam w stanie się utrzymać. Uderzenie było naprawdę mocne i ostro odczuwałam jego skutki. Patrick z bezuczuciową miną pozbył się mojej bluzy. Nie umknęło mi to, że jego oczy na moment się rozszerzyły się na widok mojego biustu. Gdybym była w miarę przytomna, za pewne oblałabym się rumieńcem, ale mój mózg pracował z opóźnieniem. Następnie przymocował mnie on do kajdan, które zwisały z sufitu, a gdy moje ręce były już zakute, zajął się nogami. Wisiałam na nich jak szmaciana lalka, choć i tak nie byłam w stanie poruszyć żadną kończyną. Patrick stanął przede mną i dokładnie obejrzał moje ciało. – Gdybyś była grzeczna i posłuszna nam, nie doszłoby do tego.
- Wal się – odparłam cicho.
- Błędna odpowiedź – pokręcił głową.
- Wiesz, że mnie to gówno obchodzi? – parsknęłam ironicznie śmiechem. – I jeśli jeszcze raz spojrzysz na moje cycki, uwierz mi, gdy moje ręce będą na wolności, Twoje jaja będą gorzko tego żałować.
- Póki co, jesteś skrępowana skarbie, a ja mogę robić wszystko co mi się żywnie podoba – uśmiechnął się dziko i jego dłoń przebiegła po moim brzuchu. Automatycznie zesztywniałam.
Nie, nie… Tylko mnie nie dotykaj!
- Coś ty taka sztywna skarbie? Zabawimy się trochę później, radzę Ci się przygotować.
- To ty się przygotuj na to, że niedługo stracisz swojego chuja – posłałam mu sztuczny pogardliwy uśmiech.
- Jeszcze się tego przekonamy – warknął i wyszedł z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Od razu zaczęłam szukać czegoś, czym mogłabym się uwolnić. Pokój był niezbyt duży, miał tylko jedno małe okno tuż przy suficie i łóżko, już nie takie ładne jakie było w poprzednim pokoju. Zero drogi ucieczki. W dodatku miałam nie byłam zdolna do ruchu. Po prostu świetnie! Warknęłam z irytacją i w tym samym momencie do pokoju wszedł Bill z skórzanym pasem i biczem w dłoni. Zadrżałam głęboko, nie chcąc nawet myśleć jak on mógł to na mnie wykorzystać.
- Hm, cycki masz absolutnie perfekcyjnie, tak jak sobie wyobrażałem – zacmokał z aprobatą. Wyobraził? Na jakiego perwersa trafiłam?! Bill podszedł do mnie i bez mojej zgody ścisnął je, a ja zaszamotałam się pod nim, czując obrzydzenie z jego poczynań. – W dodatku naturalne, kurwa mać – mrugnął do mnie. – Ale to dopiero później… Teraz przyszedł czas na prawdziwą zabawę – uśmiechnął się tajemniczo i odłożył bicz na ziemię, trzymając w dłoni tylko pas. Zbladłam. – Jeśli chcesz zobaczyć Cię ze swoim chłopakiem, musisz… przeżyć – uśmiechnął się i jednocześnie cisnął pasem, który z trzaskiem obił się o mój brzuch. Mój wrzask wydobył się ze spierzchniętych warg i ogromny ból zawładnął moim ciałem. – Hmm, podoba Ci się? Aż krzyczysz – jego śmiech… wstrząsnęły mną ogromne dreszcze. To był najbardziej przerażający odgłos jaki w życiu słyszałam. Był szaleńcem. Nie zdążyłam pomyśleć o tym głębiej bo poczułam na swoich udach kolejne trzy uderzenia. Gardło bolało mnie od ciągłego krzyku. Moje ciało było ociężałe, rozpalone od ciosów pasa i napięte. Po kolejnych takich jego poczynaniach, nie miałam siły już unieść głowy, która pulsowała z bólu. Potraktował mnie gorzej niż szmatę. Inne dziewczyny, z którymi mieszkałam w Rezydencji Dereca uwielbiały tego typu rzeczy. Zbicie pasem? Normalka.
Ale nie u mnie. I nie przez kogoś takiego jak Bill.
- Czy będziesz już grzeczna maleńka? – zapytał, rzucając pas na ziemię i uniósł brutalnie mój podbródek do góry, bym na niego patrzyła. – Twoja twarzyczka już nie jest tak piękna… Twój Niall nie będzie zachwycona, gdy Cię ujrzy.
- Pierdol się – parsknęłam ironicznie.
- Błąd, suko – i uderzył mnie w twarz z taką siłą, że kompletnie straciłam świadomość.

***
Do świata żywych sprowadziły mnie dziwne muśnięcia czegoś mokrego. Przeczuwałam najgorsze : że Bill albo jego koleżka zaczynają się do mnie dobierać. Otworzyłam otępiała oczy i rozejrzałam nerwowo wokół siebie. Naprzeciwko mnie siedziała dziewczyna, gdzieś w moim wieku. Wyglądała… może nie najbardziej naturalnie, bo jej mocny makijaż ją postarzał, ale patrzyła na mnie normalnie. Bez mordu w oczach. Lecz i tak odsunęłam się od niej na tyle, ile pozwalało mi obolałe ciało.
- Spokojnie – odparła cicho i uśmiechając delikatnie. – Nie zrobię Ci krzywdy.
- I mam Ci uwierzyć? – syknęłam, próbując podnieść się do pozycji siedzącej. Gdyby nie pomoc dziewczyny, nigdy bym tego nie zrobiła.
- Cassie, prawda? – niepewnie pokiwałam głową. – Jestem Donatella, ale mów mi Don, bo Donatella brzmi jak jakiś tani serek do jedzenia.
- Trochę – zaśmiałam się słabo i od razu tego pożałowałam, bo zabolała mnie szczęka.
- Co Ci ten Bill zrobił… - jej twarz wykrzywiła się w smutku.
- Co ja tu robię? – zapytałam, oglądając pokój, w którym byłam. Był niewielki, ale przytulny. Zaskoczyły mnie ciepłe kolory i dużo światła.
- Bill przyniósł Cię tu. Byłaś nieprzytomna. Miałam się Tobą zaopiekować, dopóki on nie wróci. No i będziemy dzielić ten pokój, jeśli oczywiście będziesz mu posłuszna.
- Kim dla niego jesteś?
- Siostrą – mruknęła zawstydzona.
O kurwa, to siostra tego popierdoleńca!
- Nie przypominasz go – stwierdziłam.
- Bo nigdy nie byłam jak on – rzekła, maczając coś w wodzie. Okazała się to być jasnoróżowa szmatka, którą wcześniej musiała wycierać moją twarz. – I nie popieram tego, co Ci zrobił.
- Mieszkasz tu z tymi… pozostałymi – pokiwała głową. – Chyba nie jesteś… - nie musiałam dokańczać. Od razu Donatella spuściła wzrok na swoje ręce.
- Jestem Patrick’a, tak jakby – szepnęła, ponownie przykładając szmatkę do mojej opuchniętej twarzy. – Jesteś nieźle poobijana.
- Patrick też jest taki wobec Ciebie?
- Czasami – wzruszyła ramionami.
- I pozwalasz mu na to? – zdziwiłam się.
- Muszę – uśmiechnęła się słabo. – Mieszkam tu, oni mnie utrzymują.
- Nie myślałaś o ucieczce?
- Żeby to raz! Ale każde próby kończyły się fiaskiem i dodatkowymi siniakami. W końcu odpuściłam – odparła zrezygnowana.
- Jeśli uda mi się stąd uciec…
- Nie uda – pokręciła głową. Zatkało mnie.
- Jak to?
- Myślisz, że Bill jest głupi i daruje Ci to, że przez Ciebie Derec zniknął? Bill to dupek, masochista Cassie… On nie pozwoli Ci odejść.
- Zobaczysz, uciekniemy stąd – starałam się ją przekonać, ale to tak jak mówienie do ściany.
- Straciłam tą nadzieję już trzy lata temu, Cassie – ponownie posłała mi słaby uśmiech.
- Mój chłopak tu jest, jego przyjaciele pewnie nas już szukają…
- Od Billa nie uciekniesz – zaoponowała po raz kolejny.
- Nie mam siły się kłócić… Wszystko cholernie mnie boli – jęknęłam, z powrotem kładąc się na plecy.


 

********************************

No to mamy coś nowego :D w kolejnych rozdziałach będzie jeszcze gorzej, pewnie mnie za to zabijecie :D


33 komentarzy = NOWY ROZDZIAŁ !! <3



Komentujcie <3


K.