poniedziałek, 13 lipca 2015

Epilog

~ 6 miesięcy później ~

- Gotowe – powiedziała z dumą Donatella, gdy dopięła mnie w moją ślubną suknię. Pomijając fakt, że ledwo w niej oddychałam przez nabrzmiały brzuch, czułam się niesamowicie. Pierwszy raz od sporego czasu patrząc na swoje odbicie w lustrze nie grymasiłam się, a uśmiechałam.

Za kilkanaście minut miałam stać się Cassie Horan – na co bez bicia czekałam ponad pół roku. Gdy tylko Donatella dowiedziała się o oświadczynach, niemal od razu zabrała się do planowania całej uroczystości. Więc, w efekcie czego zamiast skromnej uroczystości w Londynie, wylądowaliśmy na pieprzonych Karaibach na jednej z piękniejszych plaż świata. Bałam się zapytać ile wyniósł jej koszt na czas uroczystości. Don była szalona.

Dla tego też była moją przyjaciółką.

- Wyglądasz cudownie, kochana! Horan oszaleje na Twój widok! – powiedziała podekscytowana Donatella, co chwilę poprawiając moją obcisłą sukienkę. Zależało mi na tym, abym nie miała na sobie w tym ważnym dniu puchowej sukienki. Nie dość, że wyglądałaby ona idiotycznie w takim miejscu jak Karaiby, to byłoby mi w niej gorąco, bo na podwórku było niemniej niż 35 stopni. Starałam się dobrać swoją suknię i to warunków pogodowych – jak i do wyglądu, bo jednak moje bliźniaki, które we mnie tkwiły, były na pewno nie małe. Sądząc po moim ogromnym brzuchu, maleńkimi dziećmi to one nie będą.
- Bez brzucha byłoby o niebo lepiej – stwierdziłam, głaszcząc go czule dłońmi.
- Sory, ale tego nie ukryjemy bielizną wyszczuplającą, skarbie – zaśmiała się i przeczesała moje niebieskie włosy palcami. – Na serio nie mogłaś zmienić tego koloru włosów?
- Te włosy od dawna już są częścią mnie – odparłam z lekkim uśmiechem. – I z takimi mnie poznał.
- Niech Ci będzie – wywróciła oczami. – Ale taką suknię sama bym chciała mieć. Jest przecudowna!

Faktycznie, moja suknia była fantastyczna. W starym stylu, lecz nowocześnie opinała moje ciało i jej wycięcia oraz dekolt w kształcie serca dodawały mi seksapilu. Plecy były otoczone przeźroczystym materiałem i ozdobione srebrną mozaiką. Najbardziej podobał mi się materiał, który się za mną ciągnął. Dodawał on mojej kreacji klasy. No i oczywiście aksamitny welon, który był wczepiony w moje włosy.

- Puk puk? – głowa Harrego wyjrzała zza drzwi. Lokers spojrzał na mnie oniemiały. – Wow, Cassie, ty…
- Tak, wiemy to Styles, wygląda pięknie i oszałamiająco – wyprzedziła go Donatella.
- Niall już czeka na dole, zaraz ma rozpocząć się ceremonia – odparł, wchodząc cały do pomieszczenia, w którym się przygotowywałam. Harry również wyglądał bardzo elegancko w czarnym, dopasowanym garniaku, które eksponowały jego mięśnie. Styles ostatnimi czasy mocno przypakował i nie krył się z tym. Jak to Harry. – Ty też już musisz iść Don.
- Wiem – westchnęła, pośpiesznie poruszając się po pokoju w poszukiwaniu czegoś. – Mam! – pisnęła i spod płachty materiału wyjęła bukiet świeżych białych róż. Wzięłam go od niej, gdy tylko mi go podała. – Boże, powodzenia! – Donatella porwała mnie w ramiona, mocno przytulając. – Nie mogę uwierzyć, że wychodzisz za tego wariata.
- Ja też – powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Ja też! – dodał Harry. Zaśmiałyśmy się i Don co chwilę oglądając mnie, wyszła z pokoju. – Gotowa? – zapytał mnie Harry, pomagając zejść z wysokiego podestu. Harry miał odegrać rolę mojego ojca, który przyprowadza swoją córkę do ołtarza. Poniekąd nawet cieszyłam się, że robił to Harry. Był dla mnie jedną z bliższych osób, odkąd pojawiłam się w Rezydencji.
- Muszę być gotowa – odparłam zduszonym głosem, ujmując jego nadstawione ramię. Byłam zdenerwowana. Nie codziennie wychodzi się za mąż!
- Gdybyś teraz nie wychodziła za mąż, powiedziałbym, że wyglądasz seksownie i wziął Cię znowu na kolana – odparł, a ja go pacnęłam, na co zaśmiał się głośno. – Musiałem to powiedzieć.
- Zdziwiłabym się, gdybyś tego nie zrobił – parsknęłam śmiechem i razem z Harrym opuściliśmy pokój. Przeszliśmy szybko przez korytarz domu, który na czas całego przedsięwzięcia wynajmowaliśmy. Na zewnątrz było jeszcze bardziej parno, niż myślałam. Cieszyłam się, że Don wypsikała mnie tysiącem perfum i dezodorantów.
- Cała się trzęsiesz – powiedział Harry ze śmiechem.
- Nerwy – skwitowałam, biorą głębokie wdechy.
- To się boję, co będzie na porodzie.
- Lepiej, żeby Cię tam tego dnia nie było – odparłam i gdy dotarliśmy do drzwi wyjściowych, widok przede mną mnie urzekł. Wszystko było pięknie udekorowane. Na piachu był wyłożony parkiet w kolorze kości słoniowej, gdzie stały krzesła. Było dużo ludzi. Na samą uroczystość miała przyjść ponad pięćdziesiątka, a na weselu miało być prawie sto dwadzieścia osób. To jeszcze bardziej spotęgowało moje nerwy. Nienawidziłam być w centrum uwagi.

Ale tego dnia było to nieuniknione.

Wraz z marszem weselnym w tle zaczęłam powoli stąpać z Harrym po piachu, a ja z całej siły usiłowałam, aby piach nie przedostał się do moich obcasów. Harry śmiał się po cichu z moich wyczynów i w końcu nie wytrzymując wziął mnie na ręce, powodując tym głośne śmiechy gości. Również to robiłam, cała zarumieniona. Harry postawił mnie dopiero na białym dywanie, który leżał na podeście. Ciągnął się prosto do ołtarza.

Gdzie stał i on.

Niall bezbłędnie prezentował się w czarnym garniturze z białą muszką. Jego włosy pozostały tak, jak zawsze : mój ulubiony artystyczny nieład. Wyglądał świeżo i przystojnie. Na jego twarzy gościł zawadiacki uśmiech, gdy tylko mnie zauważył. Jego wzrok obleciał moje ciało, a ja automatycznie zadrżałam.

- Szczerzysz się jak mysz do sera, stara – powiedział mi na ucho Harry, na co posłałam mu pełne rozbawienia i politowania spojrzenie.
- Zobaczymy jak ty będziesz wyglądał, gdy się ożenisz – szepnęłam, z powrotem patrząc na Niall’a. Widziałam w jego oczach dumę. Gdy w końcu podeszliśmy z Harrym do ołtarza, lokers przekazał mnie Niall’owi. Czując na sobie dotyk Niall’a poczułam się bezpieczna i we właściwym miejscu. Czyli tuż obok niego.
- Nie wiem co powinienem powiedzieć, bo nie jestem jej ojcem, ale… opiekuj się nią, Horan – powiedział Harry, klepiąc Niall’a po plecach.
- Wiem – odparł Niall, patrząc na mnie czule, a potem położył dłonie na moim brzuchu i ukląkł, by złożyć na nim soczystego całusa. Usłyszałam w tle ckliwe „oo”, na co uśmiechnęłam się zawstydzona. – Wyglądasz cudownie – powiedział.
- Ty też – mruknęłam, biorąc go za rękę.
- Możemy zaczynać? – wtrącił się w naszą wymianę zdań ojciec Joseph. Ja i Niall znaliśmy go już o wiele wcześniej, jeszcze nim został tym uzależnionym od Boga i od razu chcieliśmy by to on nam udzielił ślubu. Łaska Boża mu za to, że zgodził się z nami pojechać aż na Karaiby. – Drodzy goście, zebraliśmy się tutaj, aby połączyć związkiem małżeńskim Cassie Anderwood i Niall’a Horana. Pan Bóg cieszy się z waszego szczęścia i życzy wam udanego życia we dwójkę. Codziennie będzie o was myślał i modlił się za was i za wasze dzieci, które są już w drodze…
- Joseph, omińmy tą kwestię – westchnął Niall i ponownie usłyszałam śmiechy gości. Ja również nie powstrzymałam głupkowatego uśmiechu.
- W porządku. Kto ma obrączki? – zapytał ojciec. Po chwili między nami pojawiła się Donatella, wręczając ojcu małą poduszeczkę, gdzie były nasze pierścionki. – Nim przejdziemy do przysięgi kościelnej, Niall i Cassie powiedzą sobie przysięgę małżeńską. Niall, powtarzaj za mną… Ja Niall Horan.
- Ja Niall Horan – powtórzył.
- Biorę Ciebie Cassie Anderwood.
- Biorę Ciebie Cassie Anderwood.
- Za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską.
- Za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską – tutaj Niall uśmiechnął się szelmowsko i otarł moje łzy, które spływały ciurkiem po moich policzkach.
- Oraz to.
- Oraz to.
- Że Cię nie opuszczę aż do śmierci.
- Że Cię nie opuszczę aż do śmierci – zakończył i uniósł moje obie dłonie, które trzymał i je ucałował.
- Teraz ty Cassie – uśmiechnął się do mnie ojciec Joseph.
- Ja Cassie Anderwood, biorę Ciebie Niallu Horanie, za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńska oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci – powiedziałam łamiącym się głosem.
- Innej opcji nie ma – powiedział Niall, a ja cicho się zaśmiałam.
- Teraz przyszedł czas na przysięgę kościelną. Niall, weź obrączkę i powtarzaj za mną – ojciec odczekał chwilę, aż Niall weźmie pierścionek i wsunie go na odpowiednią dłoń. – Gotowy? – Niall pokiwał głową. – Cassie przyjmij tę obrączkę.
- Cassie przyjmij tę obrączkę.
- Jako znak mojej miłości i wierności.
- Jako znak mojej miłości i wierności – odparł dobitnie, głaszcząc mnie delikatnie po policzku.
- W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
- W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego – zauważyłam, że na jego twarzy pojawiła się ulga.
- Twoja kolej, Cassie – odparł ojciec, a ja wzięłam do swoich lekko drżących rąk pierścionek i wsunęłam go na palec prawej dłoni Niall’a.
- Niallu przyjmij tę obrączkę, jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego – rzekłam, wplatając palce w jego obie dłonie.
- Powitajmy Państwo Horan i teraz Niall’u wiem, że na to czekasz, pocałuj swoją żonę – odpał ojciec, a Niall długo nie czekał z wykonaniem tej czynności. Jego silne ramiona mocno mnie do niego przyciągnęły, a usta spadły na moje, namiętnie je całując. Wplątałam palce w jego włosy, odwzajemniając pocałunek. Słyszałam gwizdy za swoimi plecami, ale w moim centrum uwagi był wyłącznie Niall.
- Nawet nie wie Pani jak długo czekałem by posmakować Twoje usta, Panno Horan – powiedział, w końcu się ode mnie odrywając.
- Ja natomiast wiem Panie Horan, że Pan czeka na gratisy – odparłam z zawadiackim uśmiechem.
- Przynajmniej już nie wpadniemy – parsknęliśmy śmiechem. – Kocham Cię maleńka, najbardziej na świecie.
- Kto by pomyślał, że ty i ja…
- Od początku wiedziałem, że będziesz tylko moja i Cię zdobędę – powiedział pełen pewności siebie.
- I za to właśnie Cię kocham, Niall – uśmiechnęłam się szeroko.
- Teraz jesteś moja na zawsze – oświadczył, cmokając mój podbródek. Moje serce mocniej zakołatało na te słowa.

- Na zawsze. 




********************************
Kochani, NIE WIEM JAK MAM WAM DZIĘKOWAĆ! 

Tak, to jest naprawdę koniec Deadly Angel, ale gdyby nie WY, tego opowiadania by nie było! Wiem, że rozdziały pojawiały się od czasu do czasu bardzo rzadko, ale zrozumcie mnie : ja jednak też miałam swoje życie, w którym bardzo wiele się działo. Cieszę się więc, że w tak, a nie inny sposób, to opowiadanie dobiegło końca. 
Dziękuję za ponad 70 tysięcy wyświetleń, masę oddanych komentarzy i ludziom, którzy podbudowywali mnie, gdy miałam ciężkie chwile. Ta historia była moim takim maleństwem, które nareszcie dorosło. Wiem, że wielu z was chciałoby 2 część DA, ale chcę to zostawić tak, jak jest. 

Teraz zapraszam was na Little Daddy's Girl na blogspocie i wattpadzie : https://www.wattpad.com/story/35088613-little-daddy%27s-girl

Total Annihilation : https://www.wattpad.com/story/36760149-total-annihilation-ii-h-s - na to SERDECZNIE ZAPRASZAM BO TA JEST ŚWIEŻE I POTRZEBUJE CZYTELNIKÓW :3 

Na wattpadzie pojawią się również inne historie i to już wkrótce, więc ZAPRASZAM! <3

Dziękuję, że byliście <3

K.

niedziela, 12 lipca 2015

1.36

~ Niall’s P.O.V ~

Zaschło mi w gardle i od dwóch minut gapię się otępiły w zdjęcie USG naszego dziecka… poprawka, dzieci. Drugie z nich dostrzegłem chwilę później, nie mogąc uwierzyć.

Cassie nosiła w sobie dwójkę małych dzieci, które razem poczęliśmy. Dwójkę. Myśląc o jednym robiło mi się słabo, a tu okrągła dwójka!

- Żartujesz stary?! – niemal krzyknął Zayn, zaglądając mi przez ramię i również spojrzał na zdjęcie USG. – Jasna cholera – przeklął. – Po naszej Rezydencji będą biegały małe Horanki? – nie patrzyłem na niego, a wiedziałem, że głupio się uśmiecha.
- Nie rób sobie jaj! To jest poważna sprawa… - odparłem, ale w środku poczułem, jak robi mi się ciepło. Będę ojcem.

Będę cholernym ojcem.

Czy to należało do moich ukrytych marzeń? Nie, ale odkąd poznałem Cassie wszystko się zmieniło. Ja się zmieniłem. Byłem gotowy na wychowanie swoich dzieci? Musiałem. Innego wyboru nie było.
- Nie mów, że się nie cieszysz – odezwał się Louis, mając banana na twarzy. – Każdy z nas wiedział, że prędzej czy później wpadniecie. Pieprzycie się jak króliki.
- Przecież Cassie miała w sobie tą spiralę…
- Każda antykoncepcja ma swoje niedociągnięcia, Horan – przerwał mi Louis, wywracając oczami. – Panowie, będziemy wujkami dwójki rozkapryszonych dzieciaków Horana! – oznajmił ze śmiechem. Reszta zareagowała tak samo, nawet ja.
- Póki co zajmijmy się Bill’em, potem będziemy się śmiać i świętować – oznajmiłem, ostatni raz spoglądając na zdjęcie, a potem schowałem je do kieszeni spodni. – Potem chcę wracać do Cassie i kurwa zapomnieć o tym kutasie raz na zawsze.

***

Po dwudziestu minutach drogi zatrzymaliśmy się z jakiś kilometr od magazynów, w których miał być Bill. Moje myśli biegały wokół niego i Cassie, która czekała na mnie w domu. Nie mogłem jej zostawić samej. Potrzebowała mnie. I nasze dzieci w niej również.
- Jest stanowczo zbyt cicho – stwierdził Zayn, trzymając na wysokości swojej twarzy colta. Za nim szedł Louis i Liam z taką samą bronią i karabinami zwieszonymi na ramieniu. Bill nie mógł tego przeżyć. Czterech na jednego, porażka nie wchodziła w grę.
- Liam, Louis, kryjcie mi i Zayn’owi tyły, my idziemy do głównego magazynu – oświadczyłem i po wymienieniu poważnego spojrzenia z mulatem ruszyliśmy biegiem do naszego celu.
Nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogłem zginąć. Miałem do kogo wrócić. Moim „talizmanem” ochronnym było zdjęcie moich maluchów, które tkwiło w mojej kieszeni. Tym razem zamiast byciem podporą Cassie, ona i to zdjęcie byli moim wsparciem.
- Słyszę coś – odezwał się cicho Zayn, zatrzymując się przy lekko uchylonych drzwiach magazynu i spojrzał do środka przez szparę. Czekałem na jego znak. – Droga wolna – rzekł i otworzył szeroko drzwi wchodząc pierwszy. Podążyłem za nim, mierząc bronią. Nikogo w magazynie nie było. – Stary, zobacz – Zayn poklepał mnie po ramieniu, patrząc w przeciwną stronę, niż ja. Odwróciłem się i niemal wyszedłem z siebie.

Ceglana ściana magazynu była pokryta zdjęciami Cassie : jak była mała, ze swoją matką        mniej więcej w wieku ośmiu lat, nawet ze swoim ojcem… inne fotografie przedstawiały Cassie u Dereca w burdelu i Cassie teraz. Kilka zdjęć miała nawet ze mną.

Gościu ewidentnie był psycholem i planował wszystko od wielu lat.

- Jak dorwę tego chuja…

I w tym samym momencie usłyszałem głośny strzał i przeraźliwy ból w prawej nodze. Wrzasnąłem padając na ziemię pokrytym grudami piachu. Zayn jak automat odwrócił się i strzelił do napastnika.
- Nic Ci nie jest? – zapytał mnie Zayn, gdy nic już nam nie groziło.
- Kurwa, jest okay – syknąłem przez zaciśnięte zęby, oglądając swoje zranione udo. – Kula przeszła na wylot, przeżyję – dodałem, chwiejnie wstając.
- Brawo, Horan, w końcu mnie znalazłeś – gorzki głos za nami się zaśmiał. Z prychnięciem odwróciłem się twarzą do Billa, który wykrwawiając się leżał na ziemi i ostatkiem sił na nas patrzył.
- Możesz już iść Zayn – powiedziałem.
- A ty? – zmarszczył czoło.
- Poradzę sobie, jedźcie do domu – powiedziałem poważnie.
- Co ja powiem Cassie?
- Najlepiej nic, idź – warknąłem, posyłając mu ostre spojrzenie.
- Nie idziemy bez Ciebie – również warknął.
- Jakie to wzruszające – powiedział kpiąco Bill. – Jeszcze się pocałujcie i żyjcie długo i szczęśliwie!
- Idź stąd Zayn! – krzyknąłem twardo. Zayn chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zamknął usta i opuścił magazyn. Wypuściłem nadmiar powietrzu ze swoich ust i spojrzałem z pogardą na Bill’a. – Przejebałeś sobie u mnie, człowieku. Co robią tu jej zdjęcia?
- A czy to ważne? W końcu mnie dopadłeś, ciesz się! – wywrócił oczami. – I tak prędzej czy później bym was znalazł. Raz już to zrobiłem i od razu przepieprzyłem Twoją laskę, Horan.
- Gdyby nie moje związane ręce, wyrwałbym Ci tego zajebanego chuja i wepchnął Ci do ryja za to, co jej zrobiłeś.
- Nie słyszałeś jak krzyczała z rozkoszy?! – ponownie się zaśmiał. – Nie widziałeś jak zwijała się podczas orgazmu?!
- Ty jesteś popierdolony – zawarczałem, wymierzając broń w jego ramię i tam strzeliłem. Bill ryknął, gdy kula wbiła się w miejsce tuż nad jego obojczykiem. Na mojej twarzy pojawił się głupkowaty uśmiech. – Już nigdy więcej jej nie dotkniesz. To dzięki mnie krzyczy moje imię niemal każdej nocy, a ty jesteś nikim. Nic nie wartym gównem.
- Jeśli jestem gównem, dlaczego mnie jeszcze nie zabiłeś? – splunął.
- Bo uwielbiam gdy ludzie umierają w męczarniach – wycedziłem.
- Jeśli chcesz żyć radzę Ci, abyś się pośpieszył – uśmiechnął się na ostatkach sił. – Gdzieś tutaj jest ukryta bomba, Horan i dokładnie za minutę wybuchnie.
- Ty umrzesz, ja nie – parsknąłem śmiechem, strzelając w niego jeszcze raz, tym razem w głowę. Oczy Billa się rozszerzyły, a po kącikach ust zaczęła ciec krew. Odetchnąłem z ulgą, lecz wtedy usłyszałem te cholerne, dobrze znane mi pikanie. Dobiegało z niedaleka i z sekundy na sekundę było co raz głośniejsze. – Jasna cholera – przekląłem i wybiegłem koślawo w magazynu. Oddalenie się od niego było znacznie trudniejsze, niż to sobie wyobrażałem. Winę ponosiła postrzelona noga. W pobliżu nie zauważyłem samochodu chłopaków. – Kurwa! – wrzasnąłem i wraz z moim krzykiem, stos magazynów wybuchł.
Siła wybuchu była tak potężna, że wyleciałem w powietrze i wylądowałem z sześć metrów dalej. Padłem twarzą w twardą ziemię. Głośno syknąłem leżąc, dopóki wybuch nie ustał. Trwało to może z dwie minuty. Mocno szumiało mi w głowie i z trudem mogłem ją unieść do góry.
- Ja pierdole, nigdy więcej takich akcji – jęknąłem.

***

~ Cassie’s P.O.V ~

Im dłużej nie było Niall’a i chłopaków, tym bardziej się zamartwiałam i w głowie tworzyły mi się najgorsze scenariusze.

Co jeśli… Niall’owi stała się krzywda? Chłopacy by na to nie pozwolili, prawda?

- Uspokój się Cassie, to może zaszkodzić dzieciom – odparła Donatella, przytulając mnie do siebie kurczowo. Harry siedział w fotelu i co chwila spoglądał w stronę drzwi. Chciałam aby ten koszmar skończył się jak najszybciej i za kilka chwil Niall pojawił się w domu z tym swoim zawadiackim uśmiechem mówiąc przy tym „cześć maleńka”. Tylko to pragnęłam w tej chwili usłyszeć.
- Chcę aby już było po wszystkim – szepnęłam drżącym głosem, a moje oczy same mi się zamykały. Byłam naprawdę zmęczona. Nie spałam od momentu, gdy Niall mnie obudził.
- Prześpij się, obudzimy Cię – odparł opiekuńczym tonem Harry.
- Nie wiem czy dam radę… Za dużo o ty wszystkim myślę – mruknęłam, ziewając.
- Poradzisz sobie – uśmiechnął się blado i wstał, by chwycić z oparcia drugiego fotela duży koc i okrył nim mnie i Don.
- Dzięki – uśmiechnęłam się lekko i ułożyłam się wygodnie na kanapie, zamykając oczy. Po chwili zawładnął mną upragniony sen.

***

- Jak go nie ma? – usłyszałam czyiś cichy głos, który najwyraźniej starał się aby mnie nie obudzić. Przekręciłam się na drugi bok i powoli otworzyłam oczy. Nadal byłam w salonie, lecz tym razem sama, a głosy dobiegały z holu. – Czy ty ocipiałeś stary?! Ty pomyślałeś jak ona zareaguje?!

O czym oni mówili? Czy to miało coś wspólnego z misją?

- Chciał, byśmy pojechali bez niego, bardzo nalegał – odparł Zayn.
- Sam to powiesz Cassie, ja nie chcę jej już więcej podłamywać – warknął Harry i ich rozmowa ucichła.

Mimo, że mówili nie dokładnie o całej sprawie, ale ja już doskonale wiedziałam o co chodzi. Łzy formowały się w moich oczach i ciurkiem spłynęły po policzkach.

Niall nie wrócił z nimi. Moje obawy się potwierdziły.

- Cassie? – poczułam jak ktoś dotyka mojego ramienia. Powoli obróciłam się i spojrzałam zapłakana na Zayn’a.
- On nie żyje, prawda? – przełknęłam z trudem ślinę, zanosząc się szlochem.
- Nie wiem, Cassie, ale proszę, nie płacz – Zayn delikatnie uniósł mnie do góry i przytulił. Objęłam go niepewnie w talii, bo pierwszy raz Zayn pokazał swoją troskę wobec mnie. – To może zaszkodzić dzieciom.
- Wiecie już? – spytałam cicho.
- Niall też – Zayn uśmiechnął się delikatnie. – Był szczęśliwy, a rzadko go takiego widzę.
- A jeśli on…
- Musimy czekać, póki co tyle nam na razie zostało – odparł ponuro. Pokiwałam głową, ścierając łzy z twarzy. – Nie denerwuj się, Niall tego by nie chciał.
- On martwi się o wszystkich, tylko nie o siebie – parsknęłam śmiechem przez łzy.
- To prawda – Zayn również się zaśmiał. – Niall to twardy gość, nie pozwoli tak łatwo się załatwić.
- Wiem o tym – powiedziałam, choć nie byłam już tak pewna tych słów.

***

Nie mogłam nic przełknąć przez cały dzień. Donatella zmusiła mnie do wypicia ciepłej herbaty z mlekiem, a potem podkusiła jedzeniem z McDonald’a, które przywiózł Harry. Ciągle myślałam o Niall’u i o tym, czy… po prostu żył. Nie opuszczałam salonu. Tkwiłam na kanapie, okryta kocem i w towarzystwie wszystkich domowników. Byli w dobrych nastrojach.

Ale doskonale wiedziałam, że to było na pokaz, by nie martwić mnie.

- Czemu jesteście wobec tego tak obojętni? – zapytałam Louis’a późnym wieczorem, powoli jedząc ogromniastą kanapkę, którą dla mnie zrobił. To był na dobrą sprawę pierwszy posiłek jaki zjadłam tego dnia. Po kilku kęsach czułam się syta, ale musiałam zjeść ją całą, dla maluchów by miały z czego rosnąć.
- Niall nie raz nie dawał znaku życia przez cztery dni, a potem wracał jakby nigdy nic – Louis wzruszył ramionami, potem posłał mi pokrzepiający uśmiech. – Wszystko będzie okay, maleńka. On wróci.
- Wierzę w to – odparłam słabym głosem.
- Zostajesz na kanapie tej nocy? – skinęłam głową. – Nie będzie Ci nie wygodnie?
- Od kiedy zadajesz tyle pytań? – uśmiechnęłam się krzywo.
- To ja zawsze byłem ten najbardziej normalny – przypomniał mi, po czym wstał z kanapy i ucałował mnie w czoło. – Śpij dobrze.
- Ty też – mruknęłam i po zjedzeniu ułożyłam się na sofie. Plecy bolały mnie od niej niemiłosiernie, ale musiałam to przeboleć.

Nie zmrużyłam nawet oka. Ciągle patrzyłam na zegar, który stał na komodzie. Próbowałam sobie wmówić słowa Louis’a i powtarzałam, że „on wróci”.

Moje serce zabiło mocniej, gdy usłyszałam głośne szarpnięcie klamką, a po chwili walenie w drzwi. Automatycznie podniosłam się do pozycji siedzącej i poczekałam chwilę, czy ktoś by mnie nie wyręczył. Jednak nikt tego nie zrobił. W domu nadzwyczajnie cicho. Niepewnie zdjęłam z siebie kocyk i opatulając się rękoma poszłam korytarzem prosto do drzwi. Drżącymi dłońmi przekręciłam zamek i pociągnęłam klamkę w dół.

On tam stał.

Bez żadnej skazy, cały i zdrowy.

- Cześć maleńka – odparł, a ja ponownie się rozkleiłam. Niall śmiejąc się cicho wszedł do domu i wziął mnie w ramiona, przez chwilę unosząc.
- Tak się o Ciebie bałam, Niall – zaszlochałam, wtulając twarz w jego szyję. Pachniał mocnymi perfumami.
- Już nigdy więcej Ciebie tak nie zostawię – obiecał mi, stawiając mnie na ziemię, lecz nadal nie puścił. To może i lepiej. Brakowało mi jego dotyku. – I naszych maleństw – dodał po chwili z szelmowskim uśmiech, klękając i pocałował mój jeszcze płaski brzuch. Zaśmiałam się i pogłaskałam go po blond czuprynie. – Ty i one jesteście teraz priorytetem w moim życiu. Nic więcej.
- A gang? – spytałam.

- Na razie przechodzę na emeryturę, by być dumnym ojcem i mam nadzieję, że i mężem – powiedział i sięgnął do tylnej kieszeni spodni. Po chwili w jego dłoni tkwiło małe pudełeczko. Moja dłoń powędrowała do ust, a oczy napłynęły łzami, gdy ukląkł na jedno kolano. Podniósł wieko, a moim oczom ukazał się piękny pierścionek z brylantowym sercem. – Teraz, gdy mam ten cholerny pierścionek, Cassie, zostaniesz moją żoną?


****************************
Kochani, postaram się aby epilog był już JUTRO! 

Na razie się nie żegnam, bo to jeszcze nie czas, hahah XD :"(


Komentujcie! <3

K.

1.35

Do domu wróciłam całkowicie otępiała. Nie wiedziałam jak zareagować… Będę miała dzieci… Nie dziecko, a dwójkę dzieci. Zostałam rzucona na głęboką wodę. Teraz stawiałam sobie główne pytanie :

Jak ja do cholery powiem to Niall’owi? Jak on to przyjmie? Czy po tym wszystkim będzie na to gotowy? Miałam mieszane uczucia i… bałam się. Zwłaszcza jego reakcji. Znałam Niall’a zbyt dobrze. Mógł wybuchnąć złością, zbyć mnie śmiechem lub cieszyć się razem ze mną, co było moim marzeniem. Widziałam Niall’a w roli ojca.

Ale nie wiem czy Niall siebie tak spostrzegał.

- Jak zakupy? – spytał mnie Niall, odrywając się od robienia pompek. Niall powoli wracał do formy. Uwielbiał się zmęczyć, spocić, a ja napawałam tym oczy. Szczególnie wtedy, gdy jego mięśnie były napięte i pokryte potem.
- Nie było nic ciekawego, Don się obkupiła – parsknęłam śmiechem, siadając na łóżku.

Spokój Cassie, musisz być opanowana. O wszystkim powiesz mu w swoim czasie.

- Wyglądasz na zmęczoną – stwierdził, kucając między moimi nogami.

Och Niall, gdybyś tylko wiedział dlaczego…

- Bo jestem – uśmiechnęłam się słabo.
- Kąpiel? – pokiwałam ochoczo głową. – Chodź – Niall wplątał palce w moje obie dłonie i zaprowadził do łazienki. Posadził mnie na sedesie, po czym nachylił się nad skandalicznie dużą białą wanną i odkręcił kurek z wodą. Po pomieszczeniu rozniósł się odgłos uderzanej wody o ściany wanny. Niall klęknął między moimi nogami i spojrzał na mnie z uśmiechem. – Wyglądasz tak uroczo, gdy jesteś śpiąca.
- Przy Tobie sen zawsze odchodzi na drugi plan, Horan – powiedziałam, puszczając mu oczko.

Dobrze Ci idzie, Cassie. Bądź sobą.

- Przy mnie? No coś ty – prychnął, wywracając oczami.
- Takie niewiniątko – parsknęłam śmiechem, głaszcząc dłonią jego policzek.
- Pierwszy raz mamy spokój – odparł przebiegając dłońmi po moich udach. Zadrżałam, rumieniąc się lekko. – I chciałbym go dobrze wykorzystać.
- Noc dopiero się zaczęła – powiedziałam, przekrzywiając głowę i patrząc na niego z zadziornym uśmiechem.
- I to mi się podoba – mruknął z aprobatą, biorąc moje usta w lekkim pocałunku. Uśmiechnęłam się delikatnie i objęłam go rękoma w szyi. Niall wstał jednocześnie pociągając mnie za sobą i przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej. Nasze wargi prowadziły przyjemną i nieśpieszną zabawę. Języki pieściły się nawzajem, wzbudzały seksualną frustracją, a dłońmi błądziliśmy po swoich rozgrzanych ciałach. Raptownie zapomniałam o wszystkim, co mnie tego dnia trapiło.

Był tylko Niall.

- Och Cassie – jęknął w moje wargi, przenosząc swoje dłonie pod moją bluzkę, którą podwinął do góry i definitywnie się jej pozbył. Chwilę później tuż obok niej leżały moje leginsy. Zostałam w samej bieliźnie. Ukradkiem zerknęłam na brzuch, który nadal był płaski. Powróciłam wzrokiem na twarz Niall’a i przyłapałam go na zachłannym pożeraniu oczami mojego biustu i pozostałych części ciała.
- Nie ładnie jest tak bezczelnie obczajać kobietę, Horan – zganiłam go, rozpinając jego spodnie i bez wahania zsunęłam je z jego umięśnionych nóg.
- Ja mogę wszystko, maleńka – puścił mi oczko i rozpiął mój stanik, a zębami zsunął ramiączka z moich ramion.
- Władczo – skomentowałam, strzepując z siebie stanik. Oczy Niall’a jak zwykle rozbłysły ogniem na ich widok.

Już bałam się pomyśleć co będzie działo się z moimi cyckami podczas ciąży.

- Bo to ja – warknął i zrobił coś, czego w ogóle się po nim nie spodziewałam. Przerzucił mnie przez swoje ramię niczym worek ziemniaków po czym wrzucił do wanny, w której wylądowałam z głośnym hukiem. Woda rozprysła wokół nas, która w większości wylądowała na mnie.
- Nie wierzę, że to zrobiłeś! – pisnęłam
- Mmm, mokra cipka – syknął, a ja oblałam się rumieńcem słysząc te słowa. Uwielbiałam gdy był zboczony, ale zazwyczaj mnie też tym krępował. Moje podbrzusze zacisnęło się, a piersi stały się twarde. Niall uśmiechnął się zadziornie widząc moją reakcję i zdjął z siebie koszulkę, potem i bokserki. Jego członek stał na baczność, twardy jak stal. Przygryzłam dolną wargę, przyłapując się na przypatrywaniu jego penisowi o kilka sekund za długo. Odwróciłam speszona wzrok i przeniosłam go na twarz Niall’a, z której nie schodził szeroki i pewny uśmiech. Niall nie spuszczając oczu z mojego ciała wszedł do wanny, siadając naprzeciwko mnie. – Powiedz mi… Pieściłaś się kiedyś?

Kurwa, kłamać czy nie?

Pokiwałam niepewnie głową i odrzuciłam swoje włosy do tyłu.
- Na oczach Dereca? – zapytał, a jego ton stał się niższy.
- Kazał mi – szepnęłam.
- No tak, bo to Derec – westchnął Niall. – Okay, więc… czas trochę na zabawy w stylu Horana.

Jasna cholera.

- Nazwijmy to… kto dojdzie pierwszy? – parsknął śmiechem.
- Bardzo kreatywnie – skwitowałam.
- Nie pyskuj – uśmiechnął się zadziornie. – Jeśli ty dzięki moim słowom dojdziesz pierwsza porządnie Cię wypieprzę, bez żadnych skrupułów… tak jak to moja maleńka Cassie lubi.
- A jeśli ja wygram?
- Zrobimy co tylko zechcesz – odparł, wsuwając rękę między moje zaciśnięte uda. Rozsunęłam je powoli, spoglądając na Niall’a spod swoich rzęs. – Pupa do góry, trzeba się tego pozbyć – oczywiście mówił o mojej bieliźnie, którą jeszcze miałam na sobie. Uniosłam swoje biodra, by Niall mógł zwinnie pozbyć się moich skąpych fig. Gdy to zrobił rzucił je na stertę naszych ubrań na podłodze. Z ciężkim oddech oparłam głowę o ścianę, rozstawiając swoje nogi tak szeroko, na ile pozwalała mi wanna. Niall oblizał dolną wargę, bez skrępowana wbijając wzrok w moją kobiecość. Zadrżałam przez moc jego spojrzenia. – Pokaż mi jak się zaspokajasz… Chcę to zobaczyć – mruknął. Swoją prawą ręką przebiegłam po ciele, kładąc ją na piersi na końcu jej wędrówki. Niall również wygodnie się ułożył, a jedna z jego dłoni zaczęła sunąć po jego sterczącym członku. Starałam się na to nie patrzeć i skupiłam się na adorowaniu go wzrokiem. Ze słodkim uśmiechem położyłam swoją rękę na udzie, niedaleko centrum. – Zwlekasz – stwierdził niskim głosem zwalniając swoje ruchy.
- Im wolniej tym lepszy ma się orgazm – zauważyłam.
- Wolniej czy szybciej i tak krzyczysz – uśmiechnął się złośliwie.
- Ja krzyczę? A słyszysz swoje zwierzęce ryki gdy dochodzisz? – spytałam go, palcami przebiegając po swojej łechtaczce. Zachłysnęłam się powietrzem, przymykając delikatnie oczy. – Albo gdy tryskasz we mnie?
- Nic nie przebija momentu, gdy zaciskasz się na mnie, a Twoje głośne jęki roznoszą się po pokoju – odparł. Moje podbrzusze zacisnęło się jeszcze bardziej, niż chwilę temu. Moja dłoń automatycznie przyśpieszyła, podjudzając łechtaczkę i pieszcząc ją. – Uwielbiam całować Twoje piersi, ssać sutki, które są zawsze dla mnie sterczące i gotowe.
- Niall – sapnęłam cicho, wyginając się w lekki łuk.
- A moment, gdy docieram do Twojej małej… słodkiej kobiecości jest najlepszy jaki miałem w życiu – mówił dalej. Zauważyłam, że jego dłoń również poruszała się dwa razy szybciej.
- Czuję to samo, gdy mogę ssać Twojego penisa – powiedziałam zachrypniętym głosem, z trudem powstrzymując się od granicy, gdzie nie miałabym już odwrotu. – To jest tak lizanie świętego Grala wśród kutasów, Niall.
- Cassie, cholera… - warknął. – Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym Cię teraz przepieprzyć… Twoja cipka błagała by o więcej z każdym orgazmem… i nie miałaby dość.
- Niall! – nie udało mi się już powstrzymać głośnego jęku. Moje palce ślizgały się w wilgoci i pragnęłam, by Niall wszystko zakończył.

No i dał mi mocny orgazm tak przy okazji.

- Niall, proszę… - patrzę na niego pod osłoną namiętności.
- O co maleńka? – syknął głosem pełnym pożądania.
- Weź mnie – wystękałam. Na odzew nie musiałam długo czekać. Niall znalazł się nade mną w szybkim tempie i niemal od razu wszedł w moją kobiecość. Krzyknęłam cicho, przygryzając mocno dolną wargę, prawie do krwi.
- Cassie, kurwa! Jesteś taka idealna! – wyszeptał w moje wargi, które gorączkowo całował. W takim samym rytmie wbijał się we mnie biodrami. To było nie do zniesienia. Chwyciłam się jego bicepsów i zatopiłam w nich mocno palce. – Jesteś blisko?
- Tak! – wydyszałam drżąc z nadchodzącej przyjemności.
- Pulsujesz – syknął, dłonią odnajdując moją łechtaczkę. Ze stłumionym wrzaskiem doszłam, zaciskając się na jego penisie i wariując z rozkoszy. Łechtaczka bolała mnie przez ogromną przyjemność. Wiłam się w jego ramionach. Niall osiągnął szczyt w tym samym momencie co ja, a nasze soki podniecenia zmieszały się ze sobą.
- Więc… Kto wygrał? – zapytałam z małą zadyszką.
- Chyba nagroda uszczęśliwiła nas oboje – stwierdził.

***

~ Niall’s P.O.V ~

Cassie zasnęła dość wcześnie tego dnia. Wcześniej wspominała, że była zmęczona. Gdy spała wyglądała jeszcze bardziej urzekająco i uroczo.
- Niall? – usłyszałem cichy szept. Podniosłem głowę i spojrzałem na Donatellę, której głowa wystawała pomiędzy drzwiami, a framugą.
- Co? – spytałem bezgłośnie.
- Jesteś potrzebny pilnie na dole, to ważne – odparła. Z westchnięciem wstałem bezszelestnie z łóżka. Wziąłem swoje dresy z fotela i je założyłem.
- Oby to było warte zachodu – powiedziałem, wychodząc z sypialni i zbiegłem na dół. Chłopacy o dziwo byli ubrani, a nasza broń leżała na jadalnym stole. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na Zayn’a. – Co się dzieje, do cholery?
- Zlokalizowaliśmy Bill’a. Ukrywa się w starych magazynach na obrzeżach Bradford. Mamy niewiele czasu…
- Chwila! – przerwałem mu ostro. – Jedziemy teraz?
- Nie ma na co czekać – powiedział Liam, ładując colta.
- Kto zostanie z dziewczynami?
- Ja – odezwał się Harry, opierając się o ścianę i wszystkiemu przyglądał się z boku. – Idź się ogarnij.
- Ale…
- Już – warknął. Westchnąłem i wróciłem na górę. Cassie nadal była pogrążona we śnie. Na chwilę przysiadłem tuż obok niej i musnąłem dłonią jej policzki. Na moje nieszczęście obudziła się.
- Co się dzieje? – pomrugała kilka razy powiekami i ziewnęła cicho.
- Chłopacy namierzyli Bill’a – powiedziałem cicho, głaszcząc lekko jej policzek.
- I co w związku z tym? – spytała ponownie.
- Zaraz jedziemy – mruknąłem. Poczułem jak Cassie zamiera.
- Niall, tylko nie to… - wyszeptała drżącym głosem.
- Cassie…
- Nie! – krzyknęła, a po jej twarzy zaczęły ciec łzy. Natychmiast porwałem ją w ramiona, mocno otaczając ją rękoma.
- Cśś…
- Nie chcę abyś szedł Niall – wychlipała w moją pierś. – Nie wytrzymam jeśli stanie się coś i Tobie.
- Nic mi nie będzie, maleńka – powiedziałem cicho. Aż mnie serce bolało na widok jej takiej zrozpaczonej. Nie chciałem jej zostawiać. Wszystko było takie… świeże. Bycie samej jej nie służyło. Potrzebowała mnie.
- On Cię skrzywdzi… Nie chcę abyś zginął – sapnęła płaczliwie, zaciskając swoje drobne dłonie na mojej koszulce.
- Cśś, wrócę cały i zdrowy – odparłem i cmoknąłem ją w czubek głowy, z niechęcią puszczając. W szybkim tempie ubrałem się, nie zapominając o kamizelce kuloodpornej. Wiedziałem, że Bill będzie próbował mnie załatwić. Musiałem być i na to gotowy. Cassie siedziała na łóżku, zalewając się łzami. Próbowałem być twardy i sam się nie popłakać. Musiałem się w miarę trzymać do końca akcji. Nie mogłem okazać słabości. – Cassie, spójrz na mnie – poprosiłem łagodnie. Cassie popatrzyła na mnie szklistymi oczami. – To jest już ostatni raz gdy biorę udział w tego rodzaju akcjach. Nigdy nie zrezygnuje z gangu i jego interesów, ale… potem będę wyłącznie Twój i tylko Twój.
- Tylko do mnie wróć, tyle chcę – mruknęła podnosząc się delikatnie do góry i złożyła na moich ustach czuły pocałunek. Odwzajemniłem go krótko. Z ciężkim oddech oderwałem się od niego i nie odwracając się wyszedłem z pokoju. Wiedziałem, że gdybym spojrzał na nią ponownie, nigdzie bym nie poszedł.
- Gotowy? – zapytał mnie Zayn, który jako jedyny tkwił w salonie. Harry i Donatella siedzieli na kanapie i cicho ze sobą rozmawiali.
- Gotowy – potwierdziłem biorąc od niego broń, którą dla mnie przygotował. – Idź do Cassie, Don – odparłem do dziewczyny, która oderwała się od konwersacji z Harrym.
- W porządku – kiwnęła głową i pobiegła na górę.
- Będziemy w kontakcie – powiedziałem do Harrego.
- Jasne szefie – zadrwił śpiącym tonem. Wywróciłem oczami i zacząłem kierować się z Zayn’em do wyjścia. Gdy już byłem na schodach werandy usłyszałem jej głos.
- Niall! – odwróciłem się machinalnie i ujrzałem Cassie, już trochę w lepszym stanie, lecz nadal nie był dla mnie zadowalający. – Weź to – wyciągnęła rękę w moją stronę z jakąś kartką. Zmarszczyłem brwi.
- Co to jest? – zapytałem pełen konsternacji.
- Zobacz dopiero w aucie – powiedziała z lekkim uśmiechem. Wziąłem od niej kartkę i ostatni raz pocałowałem. Każde muśnięcie jej ust mogło być moim ostatnim.
- Kocham Cię skarbie – mruknąłem, a po skończonym całusie cmoknąłem ją w czubek nosa.
- Ja Ciebie bardziej – odparła i odsunęła się ode mnie na kilka kroków. Z wahaniem odwróciłem się na pięcie i ruszyłem do auta.
- Masz do czego wracać stary, lepiej się postaraj – rzekł Louis, odpalając silnik naszego Vana.
- Wiem – westchnąłem i spojrzałem ukradkiem na dłoń, w której trzymałem tajemniczą kartkę.
- Co to jest? – zapytał Lou patrząc na to samo co ja.
- Nie wiem, Cassie dała mi to przed chwilą – powiedziałem cicho i rozwinąłem ową rzecz. Było to zdjęcie. Z początku nie wiedziałem co ono oznaczało… Potem jednak ogarnąłem swoje myśli i doszło to do mnie. Moje serce przyśpieszyło.
- I co? – dopytywał się Lou.

- Cassie jest w ciąży.