sobota, 30 sierpnia 2014

1.2

Odskoczyłam oparzona od niego i drżąc ze strachu. Popatrzyłam otępiała na Chada, który nerwowo spoglądał to na mnie, to w stronę schodów.
- Zrób coś! – pisnęłam.
- Idź pod ladę i nawet nie waż się odezwać – parsknął wyjmując z tylnej kieszeni spodni broń. – No już! – krzyknął, a ja na palcach pobiegłam za ladę i niemal się pod rzuciłam, siadając i próbując opanować swój głośny oddech. Co tam na górze się musiało dziać? Z tego co wiem, każdy klient przed wejściem do Rezydencji jest przeszukiwany i nie ma prawa wnieść broni do budynku!

W pewnym momencie usłyszałam kolejny strzał i to o wiele bliżej, niż poprzedni, a nade mną rozniosło się echo męskiego krzyku… krzyku Chada. Żeby powstrzymać krzyk i szloch, zatkałam swoje usta dłonią i płakałam w ciszy. Moja szczęka drżała, tak jak i reszta mojego ciała.

Usłyszałam kroki. Donośne. Najwyraźniej ten ktoś nie próbował być cicho.

- Przeszukajcie bar. Tutaj jest zbyt cicho – odezwał się jakiś niski głos. Jego akcent był dziwny… nie był Brytyjczykiem, a chyba Irlandczykiem. Przez następne minuty modliłam się, aby nikt mnie nie znalazł. Już w głowie miałam plan ucieczki i szybkie przedostanie się do swojego pokoju, by się tam zamknąć i zaczekać bezpiecznie do rana. Zamknęłam oczy i przestałam oddychać, gdy poczułam jak czyjeś buty stukają o bar. Po moim ciele przeszedł dreszcz, a ja bezszelestnie zwinęłam się w kłębek. Od tych nerwów rozbolał mnie brzuch.
- Czysto, możemy iść dalej – oświadczył drugi głos i słyszałam jak oddalają się. Odetchnęłam cicho z ulgą i to była moja jedyna szansa na ucieczkę. Do schodów miałam za daleko i oni mogli mnie zauważyć. Drugie wyjście było z zaplecza. Więc, po rozejrzeniu się wokół siebie, nadal pod blatem na czworaka człapałam do zaplecza. Gdy w końcu między mną, a drzwiami odległość stała się bardzo mała, poderwałam się z ziemi i po cichu weszłam do zaplecza. 

Niemal od razu wyjrzałam przez dziury w drzwiach i mój wzrok przykuło martwe ciało Chada, a z jego piersi obficie sączyła się krew. Zaszlochałam cicho, kręcąc głową.


- Chad… – szepnęłam pod nosem, odwracając się i moje ciało zderzyło się z… męskim torsem. Wstrzymałam oddech, a moje serce podeszło do gardło. Powoli z szeroko otwartymi oczami podniosłam swoją głowę do góry i ujrzałam wysokiego, wytatuowanego blondyna o niebieskich oczach, które błyszczały mordem. W ręku trzymał broń, a palec na spuście. Łzy pociekły mi ciurkiem i patrząc na niego błagalnie, kręciłam głową. – Nnie, proszę… - wyszeptałam łamiącym się głosem, cofając się powoli do tyłu. Chłopak przewidział moje zamiary i doskoczył do mnie i unieruchomił mnie, wykręcając ręce do tyłu. Zaskomlałam, gdy jego broń znalazła pod moim podbródkiem. – Proszę, nie zabijaj mmnie… Proszę… - załkałam. – Wypuść mmnie… nikomu nic nie powiem…
- Nie ma mowy, że Cię puszczę, ty przebiegła dziwko… - wysyczał, chwytając garść moich włosów, na co głośno pisnęłam. Chłopak powalił mnie na ziemię i wyciągnął z zaplecza, ciągnąc za włosy. Co chwilę krzyczałam z bólu, szamocząc się po podłodze, przez którą byłam przeciągana. – Panowie, mamy gościa! – oznajmił głośno, i wylądowałam pod nogami czterech chłopaków, a blondyn puścił moje włosy. Skuliłam się w kulkę, rozmasowując swoją głowę okrężnymi ruchami, by ból zniknął.
- Nie wiedziałem, że ten chuj chowa przed nami takie ładne dziwki – powiedział chłopak o najciemniejszej karnacji, obserwując mnie uważnie. Nie lubiłam tego określenia.
- Nie jestem dziwką – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, patrząc na niego groźnie.
- To co tu robisz? – zapytał niskim tonem.
- Gówno Cię to obchodzi! – krzyknęłam, uderzając go mocno w krocze z pięści i wykorzystałam ten moment na to, aby podnieść się szybko na nogi i ruszyłam biegiem ku schodom. Co jak co, ale w tym się wyrobiłam, bo często uciekałam przed Derecem po imprezach, gdy miał nagłe ataki gniewu. Byłam zdziwiona, że te dupki są tak mało spostrzegawcze.
- Łapcie ją! – wrzasnął blondyn, ale zareagował za późno, bo ja już byłam na piętrze, gdzie panował istny chaos. Zdjęłam swoje szpilki w tempie ekspresowym i pobiegłam do swojego pokoju, przepychając się z trudem przez gromadę ludzi. Nigdzie nie widziałam Dereca i to mnie martwiło. To on zawsze zajmował się takimi sprawami, a bez niego to było istne szaleństwo.

Z głośnym trzaskiem drzwi zamknęłam się w swoim pokoju na zasuwkę i z mocno bijącym sercem osunęłam się po drzwiach na podłogę, nie wierząc w to, co się przed chwilą wydarzyło. 

O mało nie zostałam zabita przez piątkę psycholi, którzy zamordowali Chada.


- O Mój Boże… - jęknęłam, kompletnie się załamując i wybuchając płaczem.
Przez całą noc siedziałam pod drzwiami i przygotowywałam się na ich przybycie. Lecz nie nadchodzili, a krzyki i zaniepokojone głosy na dole z biegiem godzin cichły, aż w końcu nie było słychać nic. Zasnęłam koło piątej nad ranem, śpiąc pod drzwiami i obudziłam się zaledwie pół godziny później, gdy zza drzwi usłyszałam głos Dereca.
- Carrie, jesteś tam? – jego ton świadczył o tym, że był mocno zaniepokojony. Ociężała stanęłam na nogach i z dopiero za drugim razem otworzyłam drzwi. Nim spostrzegłam, do pokoju wpadł Derec, z ulgą wypisaną na twarzy. – Na całe szczęście! Cassie, nic Ci nie jest? – zapytał, podchodząc do mnie i obejmując lekko ramionami. Na co dzień bym go odepchnęła, ale teraz potrzebowałam czyjegoś uścisku.
- Derec… Chad… on…
- Wiem – Derec pokiwał głową i pogłaskał mnie po nagich ramionach. – Dopiero co policja opuściła Rezydencję i zabrali jego ciało.
- Derec, ja to wszystko słyszałam… oni go zabili… zabili Chada, kazał mi się schować… – jąkałam się, a Derec zesztywniał.
- Kto? – spytał z poważną miną.
- Nnie wiem… Była ich piątka – szepnęłam, dławiąc się łzami.
- Cśś… Nie płacz, skarbie. Zniknęli nim zdążyłem zareagować. Nie powinnaś się obwiniać, Chad chciał Cię chronić…
- Nie tłumacz mi tego, Derec! – krzyknęłam, przerywając mu i siadłam na łóżku, chowając twarz w dłoniach, próbując opanować swoje zdenerwowanie.
- Prześpij się trochę, Cassie, wyglądasz na mega padniętą.
- Spałam godzinę – warknęłam.
- To tym bardziej smaruj spać – zrobiłam to, co chciał. Nie zamierzałam się z nim znowu kłócić, tym bardziej, że był ze mną w pokoju i mógł to niecnie wykorzystać. – Grzeczna dziewczynka – mówi, gdy po zdjęciu szpilek, okryłam się kołdrą i pogłaskał mnie po głowie. – Przyjdę koło czternastej i zabiorę Cię na zakupy.

A nie mówiłam!

***
- Coś Ci się stąd w ogóle podoba, Cassie? – zapytał mnie zniecierpliwiony Derec, patrząc na mnie, gdy lamentowałam przy jednym z wieszaków. Nie miałam humoru na zakupy. Zazwyczaj zdoiłabym go ile wlezie, kupiła sobie masę ciuchów, a teraz… nie mogłam na nie patrzeć.
- Nie, jakoś Kappahal przestał mnie kręcić – wzruszyłam ramionami, wychodząc ze sklepu i poszłam do następnego, który mieścił się tuż obok.
- Od kiedy? – dopytywał się dalej i tym mnie zirytował.
- Jak mogę robić spokojnie zakupy Derec, jeśli piątka chłopaków, która zabiła Chada jest na wolności?! – syknęłam do niego cicho, by nikt inny tego nie usłyszał. Derec stężał.
- Zajmuję się tym – odpowiedział krótko.
- Właśnie widzę – prychnęłam, idąc na dział z bielizną. Co jak co, ale normalnej bielizny w Rezydencji miałam strasznie mało. Derec mnie i tak jak każdej swojej podwładnej, zabraniał jej nam zakładać. Tylko podczas okresu miałyśmy do tego prawo, a tak o bieliźnie nawet nie było mowy.

Lecz tym razem Derec nic nie powiedział i oglądał sobie jakieś koszulki, zostawiając mnie samą. Wybrałam kilka kompletów skromnej, lecz kobiecej bielizny i zapłaciłam za nie kartą Dereca, którą zawsze dawał mi na czas zakupów. Miał ich mnóstwo i za każdym razem dostawałam inną. Pieprzony bogacz.

Nim jeszcze Derec do mnie dołączył, bo gdzieś zniknął, czyli dawał mi czas dla siebie na przejście po centrum handlowym, poszłam do łazienki. Przez dobre pięć minut oglądałam swoje odbicie w lustrze, nie robiąc nic innego. W końcu zebrałam się w sobie i po poprawieniu makijażu, włosów i ułożenia swojego szarego kardiganu, otworzyłam drzwi.
- Witam ponownie, dziwko – na ten głos zamarłam. Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, chłopak przyłożył mi chusteczkę do ust z czymś mokrym i odurzającym. Przez chwile szarpałam się z nim, ale potem zaczęłam słabnąć, aż wylądowałam w jego ramionach, tracąc przytomność.

***
Nie wiem ile minut minęło. Może były to godziny, lecz po lekkim otworzeniu oczu znajdowałam się na pace jakiegoś dużego auta, ze związanymi rękoma i nogami. Moja głowa pulsowała i nawet nie byłam w stanie drgnąć palcem.

Słyszałam jakieś rozmowy. Ciche, ale jednak słyszałam. Trójka chłopaków z tyłu szeptała coś do siebie, a jeden z przodu czasami od czasu do czasu coś lakonicznie dopowiedział, a piąty prowadził i był skupiony na drodze. Nie zerkali w moją stronę, ale ja spod przymrużonych powiek mogłam zobaczyć, jak wyglądali. Blondyna poznałam od razu. Obok niego siedział chłopak z bandaną na lokach i dużych zielonych, przenikliwych oczach. Po drugiej stronie siedział mulat, jego również nie zapomniałam, bo walnęłam cieniasa w jaja. Pozostałej dwójki nie mogłam dosięgnąć swoim słabym wzrokiem, gdyż jeszcze miałam mgłę przed oczami.
W pewnym momencie auto mocno szarpnęło i gwałtownie zatrzymało, przez co uderzyłam głową w siedzenie. Stęknęłam głośno, przez co poczułam spojrzenia całej piątki na sobie.
- Louis, idź zatankować, my rozbudzimy naszą małą dziwkę Dereca – odparł blondyn, śmiejąc się gorzko. Któryś z chłopaków, bodajże kierowca wyszedł, a blondyn wstał i stanął nade mną. Nie miałam siły by podnieść głowy. Co najwyżej zostało mi patrzenie na jego czubki butów. – Zaza, ileś ty tego wylał na chustkę? Jest nieźle zamroczona – blondyn parsknął śmiechem, klękając i przypatrywał mi się uważnie.
- Myślałem, że będzie się rzucać, a łatwo poszło – powiedział mulat nijako.
- Może teraz będzie grzeczną dziewczynką – zobaczyłam jak wytatuowana ręka blondyna podnosi się i jego dłoń próbuje dotknąć twarzy, ale ja momentalnie się ocuciłam i odwróciłam głowę w drugą stronę. – Nie, jednak będziemy musieli dać jej lekcje posłuszeństwa, Zayn.
- Przyciśnij ją, to może Ci odpowie na kilka pytań, Niall – fuknął ten chłopak, który siedział koło blondyna. Więc, miał na imię Niall… Dziwnie. Chłopak używając siły, chwycił mnie za tułów i przeciągnął na drugą stroną furgonetki tak, bym była na widoku dla każdego. – Niezła jest jak na dziwkę Dereca. Zawsze dawał nam jakieś ochłapy, a tu proszę. Cycata niebiesko włosa.
- Nie jestem dziwką, palancie – zdołałam z siebie wypowiedzieć, marszcząc brwi.
- Będziesz tym, kim każemy Ci być – warknął groźnie.
- Pierdol się – fuknęłam i poczułam ból na swoim prawym udzie. Syknęłam głośno, zdając sobie sprawę, że ten cały Niall mnie kopnął! Sukinsyn! – Nie dotykaj mnie – splunęłam, chcąc się poruszyć, ale zapomniałam, że miałam związane kończyny. – Cholera!
- Wyrażaj się, szmato – Niall ponownie klęknął obok mnie i przyjrzał się mojej twarzy. – Patrz jak do Ciebie mówię – nie zareagowałam. Myślał, że będę spełniać jego polecenia! A niech się pieprzy na ryj! – Nie słyszałaś co powiedziałem?! – krzyknął, mocno chwytając mój podbródek dwoma palcami i odwrócił głowę w swoją stronę. Jego twarz była poważna i świadczyła o tym, że był wkurzony. – Od razu lepiej – jego kąciki ust wykrzywiły się w złowrogim uśmieszku. – Teraz odpowiesz na nasze kilka pytań.
- Kompletnie Cię pojebało? – parsknęłam zirytowana, na co jego uśmiech zniknął. – Kim ty do cholery jesteś, aby mi rozkazywać?
- Kimś, kogo będziesz błagała, aby Cię zabił, jasne? – odparł niskim tonem, a moja pewność siebie ulotniła się tak szybko, jak i pojawiła. – Co, zaskoczona? Może teraz zaczniesz być wobec nas kulturalna i posłuszna?
- Zapomnij – mruknęłam pod nosem.
- Trudno, zmusimy Cię do odpowiedzi. Jeśli sama tego… chcesz – jego ręka powędrowała między moje nogi, a ja zesztywniałam w jednej chwili i zacisnęłam uda, nim jego palce wkradły się między moje ciasne dżinsy. – Co ty taka skrępowana? Innym dajesz, a mi nie?
- Nie jestem dziwką – powtarzałam to zdanie jak mantrę i miałam nadzieję, że w końcu mi uwierzą.
- Tak, a może powiesz mi, że jesteś dziewicą? – Blondyn parsknął śmiechem, reszta również się zaśmiała. Czy ja wyglądałam na dziwkę?
- Proszę, powiem co chcesz, ale nie dotykaj mnie tam! – krzyknęłam, czując jak łzy cisnął mi się do oczu.
- Jesteś dziewicą? – zapytał lokowaty.
- Tak! Jestem nią, do jasnej cholery!
- Później to sprawdzimy – Blondyn machnął ręką, a popatrzyłam na niego szerokimi oczami.
- Nie, nie pozwolę Ci się dotknąć, nawet o tym nie myśl!
- Zrobię to, co będę chciał, a ty nawet nie piśniesz słowem, bo inaczej Twój niby pierwszy raz, będzie najgorszym seksem, jaki możesz sobie wymarzyć, jasne? – moje milczenie wziął za odpowiedź. – Kim był dla Ciebie Derec?
- Opiekunem, jeśli to tak można nazwać – wywróciłam oczami.
- Opiekunem… - odparł blondyn z cichym śmiechem. – Ile mieszkałaś w Rezydencji?
- Trzy lata – rzekłam, a jego oczach zauważyłam zdziwienie.
- Najwidoczniej musiałaś być dla niego kimś – stwierdził.
- Tak, jebaną szmatą, której nikt jeszcze nie zaliczył, to chciałeś powiedzieć? – splunęłam, już na niego nie patrząc. Wiedziałam, że to miał na myśli.
- Byłaś jego dziewczyną do towarzystwa? – dopytywał się dalej.
- Tak – odpowiedziałam, nie mając się siły kłócić. Niall widząc to, też trochę wyluzował i usiadł, opierając się plecami o fotel. – Ale zamierzał mnie komuś sprzedać, bo nie chciałam mu się oddać.
- Poważnie jesteś dziewicą? – zapytał mnie mulat.
- Aż trudno w to uwierzyć, co? – uśmiechnęłam się krzywo, co odwzajemnił.
- Wow, ty normalnie z nami rozmawiasz, to cud – powiedział jakiś głos z przodu. Chłopak, który tankował usiadł z powrotem za kierownicą i pojazd ruszył.
- Jestem głodna, niewyspana, otumaniona tym gównem, którym mnie uśpiliście i w dodatku związana, dziwisz mi się, koleś? – zapytałam retorycznie, na co się zaśmiał tak… prawdziwe, nie sztucznie. – Właśnie – spojrzałam na blondyna, który uważnie się mi przypatrywał. – Rozwiązałbyś byś mi ręce?
- Zapomnij – pokręcił stanowczo głową, a ja przygryzłam dolną wargę, powstrzymując się od złośliwego komentarza. – Pierw pytania, potem się zastanowię co dalej.
- Niech Ci będzie – odparłam z westchnięciem.
- Kim był ten chłopak, którego zabiliśmy?
- Barmanem, nikim specjalnym – wzruszyłam ramionami.
- Jak poznałaś Dereca?
- Uprowadził mnie, tak jak wy.
- Od tak? – podniósł pytająco brwi. Czemu to aż tak bardzo ich interesowało? Przecież nie mogłam powiedzieć im o tym, co robił mi ojciec do czasu mojej ucieczki. Wbiłam wzrok w podłogę samochodu.
- Uciekłam z domu i tyle – skłamałam, choć poniekąd mówiłam prawdę, ale o tym już nie musieli wiedzieć.
- Kłamiesz – stwierdził mulat pewnie. Nie odpowiedziałam.
- Słuchaj – Niall ponownie chwycił mój podbródek, bym na niego spojrzała. – Nie zrobimy Ci krzywdy, jak będziesz posłuszna…
- Inaczej mnie zbijecie, tak? Możesz zrobić to już teraz, bo nic więcej wam nie powiem – mówię stanowczo, a on patrzył na mnie otępiały. – No co? Myślisz, że przez te trzy lata w Rezydencji nie dostałam ani razu? Byś się zdziwił, widząc najebanego Dereca, nie mogącego mnie przelecieć.
- To nie mogłaś po prostu…
- Nie, nie mogłam. Nie jestem szmatą – przerwałam, odwracając głowę w drugą stronę. – Daj mi spokój bo przywalę Ci jak jemu – wskazałam na mulata, który spojrzał na Nialla, kipiącego złością.
- Zobaczymy czy będziesz taka pewna siebie, gdy dojedziemy na miejsce – fuknął.
- Pierdol się – warknęłam, zwijając się w kulkę i próbując ponownie zasnąć, wiedząc, że po obudzeniu się, będzie czekało mnie piekło. 




***********************************

No witam! I przepraszam z góry, że wczoraj nie wstawiłam rozdziału, ale cały dzień mnie w domu nie było! PRZEPRASZAM :( 

Jak się podobał rozdział? Czy tylko mnie pociąga Bad Niall? :D <3

Następny rozdział w poniedziałek, i będzie on 18 +, więc radzę wam zaglądać na bloga właśnie tego dnia, bo nie będę o tym informować na facebooku, tylko prywatnie :)



11 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!! :* <3

Komentujcie <3

Katie.

środa, 27 sierpnia 2014

1.1

- Cassie, słodzinko moja, przynieść tu do mnie te swoje zgrabne dupsko – głos Dereca sprowadził mnie na ziemię, a spojrzenie wypalało skórę na wylot. Myślałam, że w tłumie innych, roznegliżowanych dziewczyn mnie nie zauważy. W końcu prawie każda z nas, podwładna Dereca, były takie same : niezbyt wysokie, opalone brunetki w skąpym stroju ze lycry. Niestety, ja się zdradziłam.

Te cholerne, niebieskie włosy…

Poprawiłam swoje ciasne wdzianko i spróbowałam przejść na wysokich, czarnych szpilkach do Dereca wzdłuż baru. Nade mną unosił się nieprzyjemny i uciążliwy zapach dymu papierosowego, alkoholu i trawy. Nie wiedziałam, ile byłam tu w stanie jeszcze wytrzymać. Te miejsce było chore i okropne. Nienawidziłam go. Wylądowałam tu jako słodka szesnastka, a w tej chwili miałam dziewiętnaście lat i już nie było tak romantycznie, jak na początku.
Moje życie było kijowe. Uciekłam z domu po tym, gdy ojciec próbował się do mnie dobrać, zresztą, robił to po raz kolejny. Nie miałam ze sobą nic : ani dokumentów, ani ubrań, ani jedzenia, a w kieszeni swoich starych spodni kilka dolarów. Moja matka odeszła od nas, gdy miałam dwa latka. Nie pamiętałam jej, więc nie żywiłam do niej szczególnego uczucia, a ojca nienawidziłam z całego serca, które zmarkotniało podczas pobytu w burdelu Dereca. Podczas nocnego samotnego chodzenia po Kalifornijskich drogach, jego duża czarna furgonetka zatrzymała się przy mnie i wciągnęła do środka. Mogę to ująć jako porwanie. Porywaczem był niejaki Derec Wesley, dobrze zbudowany, wówczas trzydziestodwulatek, o czarnych włosach, perfidnym uśmieszku i zielonych oczach zdradziecką szmatą.

I do tej pory tu jestem. Jestem ulubioną podwładną Dereca i dzięki niemu uchowałam się do tej pory jako dziewica. Owszem, kilka razy namawiał mnie na szybkie pozbycie się dziewictwa, a nawet z dwa razy dałam mu się wypieścić, by poczuć, jak to jest przeżyć orgazm. I to była jedyna rzecz, która mi się podobała. Z biegiem lat moja opinia co do tego miejsca diametralnie się zmieniła. Derec zrobił ze mnie kogoś, kim w ogóle nie byłam! Miałam dosyć! Gdybym mogła uciec, zrobiłabym to drugi raz. Tylko to już nie było takie łatwe, jak poprzednim razem. Tym bardziej, że Derec uprowadził mnie do swojego klubu nocnego i jednocześnie hotelu, w którym mieszkałam. Dostałam od niego najdroższy apartament w całej rezydencji, ale potem zdałam sobie sprawę, że chciał mnie zmiękczyć i wybzykać.

A niech się pieprzy! Dostanie gońca w ryj i się nauczy, szmaciarz jeden!  

- A oto moje cudo, Panie Riley – powiedział z dumą Derec, ciągnąc mnie na swoje kolana, bym na nich usiadła. Mimo tego, że stawiałam opór, nie łamał się i w końcu usadowił na prawej nodze, a jego lewa dłoń jeździła po moich plecach. Rileya znałam z widzenia, bo był częstym gościem w klubie, lecz nigdy nie poznałam go tak oficjalnie. Był klawym mężczyzną po czterdziestce o ulizanych, ciemnoblond włosach, a ubrany był w garniak od Armaniego. Facet musiał być konkretny, lecz jego twarz mówiła mi, że jemu nie warto ufać na słowo, a ocz były czarne jak węgiel i nie wyrażały żadnych emocji. – Cassie Anderwood, niebiesko włosa piękność z Kalifornii.
- Z cyrku się urwałaś, słońce? – zapytał mnie niskim, chropowatym głosem. Spojrzałam na niego wściekle.
- Jak chcesz, mogę zaraz Ci urwać tego małego chuja i wyrzucić dla psów Dereca. Chętnie zjedzą coś porządnego i z białkiem – uśmiechnęłam się krzywo i gdy próbowałam zejść z kolana mojego „szefa”, ten zacisnął palce w moich biodrach, powodując tym promieniujący ból w moich nogach. – Puszczaj mnie, Derec – wysyczałam, szamocząc się, ale na nic. On był silniejszy.
- Co Ci mówiłem o pyskowaniu, Cassie? Masz traktować naszych klientów z szacunkiem i wysłuchiwać ich.
- Możesz zapomnieć, jemu to bałabym się obciągnąć – zadrżałam z obrzydzenia.
- Gdyby kazał Ci to zrobić, wykonałabyś jego polecenie, bo jesteś szmatą Dereca, zgadza się? – nie odpowiedziałam. Derec z westchnięciem chwycił garść moich włosów i pociągnął głowę do dołu, na co zareagowałam głośnym jękiem. – Zgadza się, Cassie?! – zapytał wkurzony. Riley obserwował nas, głupio się śmiejąc i paląc papierosa za papierosem. Co za prostak.
- Tak! Puść mnie, chuju! – warknęłam, uderzając go z obcasa w łydkę, na co cicho syknął i napiął mięśnie.
- Jeszcze jeden taki numer i w końcu przerwę te Twoje pierdolony stan dziewictwa – zagroził, a ja prychnęłam. Mówił mi to wiele razy, a nigdy nie spełnił swojej prośby. Cienki bolek z niego. – Przepraszam, Pane Riley, ale nasza Cassie ostatnio zrobiła się zbyt dzika, jak na siebie – Derec zwrócił się do Rileya uprzejmym tonem, choć nigdy nie byłabym miła dla tego chuja. Prędzej wolałabym wydłubać sobie oczy igłami, niż posłać w jego stronę nawet choćby sztuczny uśmiech.
- Przynajmniej mógłbym ją wytresować po swojemu, by była mi posłuszna i uległa – odparł, zaciągając się dymem i dokładnie obejrzał moje ciało przenikliwym, męskim wzrokiem. – Przeżyłaś kiedykolwiek orgazm, dziecino?
- Mam dziewiętnaście lat, jełopie – splunęłam, przez co Derec znowu zrobił się zły.
- Ta dziewczyna kocha orgazmy. Sam o nią zadbałem i mówię Ci Riley, jest mokrzuteńka i gotowa od samego począ…
- Dosyć! – krzyknęłam wstając, używając przy tym swojej całej siły, by wyrwać się spod jego objęć i spoliczkowałam go. Riley zachłysnął się powietrzem, a Derec syknął i chwycił za swoją szczękę, uśmiechając się do mnie gorzko.
- Panie Riley, chyba pozwolę ją Panu zabrać do siebie na kilka dni i pokazać, czym jest prawdziwe pieprzenie – oświadczył, a ja zbladłam.
- Nawet o tym nie myśl, Derec – wysyczałam w jego stronę, zdając sobie sprawę, że zrobiłam małe widowisku i przynajmniej z pół lokalu nam się przypatrywało.
- Wracaj do swojego pokoju, dziwko i czekaj na mnie. Trzeba Cię rozdziewiczyć – kręcąc głową, wyszłam z klubu i szybkim krokiem przemierzałam rezydencję i po przebyciu krótkiej drogi wpadłam do swojego pokoju i zamknęłam się w nim od środka. Czasami dziękowałam Bogu, że Derec był na tyle głupi i zamontował zamki od środka, a nie na zewnątrz. Tutaj byłam bezpieczna. To był mój spokojny kącik, oddalony od erotycznego świata klubu Dereca.

Te miejsce mogłabym nazwać świętym.

Usiadłam zmarnowana na miękkiej, różowej wykładzinie, próbując się uspokoić. Derec tym razem mówił poważnie, bo ponownie zepsułam mu interesy z klientem. Nie to, że robiłam to specjalnie, lecz nienawidziłam tego dupka i miałam szczerze gdzieś jego pierdolone interesy. Chwyciłam się za włosy i po prostu rozpłakałam, czując ulgę. Nie lubiłam płakać, bo należałam do osób odważnych i silnych, ale w takich momentach, sam na sam, nie pozostawało mi nic innego, niż użalać się nad swoim zjebanym życiem podwładnej Dereca.

Czemu to akurat mnie musiało spotkać? Czemu to akurat ja, dziewiętnastolatka z Kalifornii musiała zostać tak jakby „dziwką”? Poniekąd nią byłam. Seksu nie uprawiałam, lecz inne rzeczy tak. Nie chciała tego… To mnie obrzydzało! Obciągać innemu facetowi chuja? To na pewno nie moje najskrytsze marzenie! Tylko brakowało w tym klubie napalonych lesbijek, chcących gorącego seksu…Po jakiś dwudziestu minutach chwiejnie z podłogi i zrzuciłam z siebie te skórzane coś i założyłam normalne ubranie w postaci obcisłych rurek, które podkreślały mój tyłek, czerwony top bez ramion, przez co nie założyłam stanika i moje piersi mocno się w niej odznaczały i czarne szpilki na platformie. Od trzech lat moje stopy nie widziały i nie czuły butów bez obcasów, na płaskiej podeszwie. Derec kupił mi zapas szpilek chyba na dwadzieścia lat i miałam je nosić z godnością.

A co najwyżej miałam ochotę go wypatroszyć tą jebaną szpilką.

Położyłam się zdegustowana na łóżku, bojąc się co przyniosą mi najbliższe minuty.
Derec się nie zjawił. Wiedział, że przesadził i za pewne rano miałam dostać od niego kwiaty na przeprosiny i zaproszenie na zakupy, zawsze tak robił. Tej nocy nie mogłam zasnąć. Czułam, że coś będzie nie tak. Poza tym, klub był ciągle czynny i głośna muzyka nie pomagała mi w zaśnięciu. Z głośnym westchnięciem wygramoliłam się z łóżka i po założeniu szpilek, zeszłam na dół, do baru, za którym stał Chad, dwudziestojednoletni barman, który nie raz już próbował namówić mnie do współżycia. Zresztą, tutaj każdy pracownik chciał mnie zaliczyć, bo byłam nietknięta. Chad był przystojny, nawet bardzo. Kiedyś mi się podobał, ale po tym, jak okazał się totalnym palantem i kobieciarzem, zrezygnowałam z flirtu. Chad to wysoki, umięśniony i opalony na solarium brunet o płynnych, niebieskich oczach i różowych pełnych wargach. Pracował w Rezydencji odkąd pamiętam i Derec nie raczył go zwolnić. Był ulubieńcem reszty podwładnych i zawsze chętny na szybkie numerki. Męska dziwka.
- Cześć kochana – Chad posłał mi szelmowski uśmiech, zachowany dla kobiet,
- Hej Chad – uśmiechnęłam się lekko i siadłam naprzeciwko niego, na obrotowym krzesełku.
- To co zwykle, księżniczko? – pokiwałam głową, a on wziął się za robienie drinka dla mnie.
- Widziałeś Dereca? – zapytałam go, rozglądając po barze. Był pusty, wszyscy siedzieli w klubie na parterze. To nawet lepiej, nie lubiłam tłoku.
- Tak, zamknął się z jakimiś dwoma laskami w pokoju schadzek. Myślałem, że je połknie za jednym zamachem, był ostro napalony – odparł ze śmiechem, stojąc tyłem do mnie.
- Nie dziwie mu się – parsknęłam, a on odwrócił się i spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- Znowu dałaś mu popalić przy kliencie? – ponownie skinęłam głową. – Kocica z Ciebie, Carrie. Kto by pomyślał, że taka dzika się zrobisz.
- To przez to miejsce, gdybyś nie wiedział – uśmiechnęłam się krzywo, biorąc od niego kolorowego drinka.
- Ale nadal jesteś dziewicą. Jak chcesz mogę to zmienić…
- Chad – warknęłam, patrząc na niego spode łba.
- Spokojnie, kocie. Nic na siłę – zaśmiał się ponownie i zajął się wycieraniem szklanek. – Co tym razem zrobił Ci Derec?
- Upokorzył przy kliencie, znowu – fuknęłam, kręcąc oczami.
- Cały on. Nie widzi świata poza sobą – powiedział, patrząc na mnie kątem oka. – Mówił Ci już o tym, że Rezydencja jest zagrożona?
- Jak to? – spytałam zdziwiona, dławiąc się drinkiem i zaczęłam głośno kasłać. Chad poklepał mnie po plecach delikatnie, co mi pomogło. – Dzięki… Jak to Rezydencja jest zagrożona?
- Dawni jej nabywcy chcą się odegrać na Derecu. Nikt nie wie kiedy się to wydarzy i co się stanie. Musimy być w gotowości.
- A jak nie, to co?
- Pewnie zrobimy to samo, co kiedyś. Oddamy im parę lasek, które chcieli i po sprawie.
- Jesteście paskudni – stwierdziłam, a on gorzko się zaśmiał.
- Wiemy to, skarbie. Tacy już jesteśmy – wzruszył ramionami i zmienił temat. – Wiesz, że Derec ma w planach Cię…
- Tak, wiem to od trzech lat, Chad – mówię zdesperowana. – Czy on nie ma innych puszczalskich dziwek w tym klubie? Każda zrobi mu laskę, albo nadstawi dupsko w stronę jego chuja, a uwziął się akurat na mnie.
- Bo jesteś dziewicą, kochana – rzekł. – W dodatku mega seksowną dziewicą o jędrnych cyckach – dodał, spoglądając przez chwilę na mój biust.
- Zbok – parsknęłam śmiechem i dopiłam swojego drinka.
- Jeszcze jeden? – wskazał na kieliszek.
- Nie, na dzisiaj wystarczy mi wrażeń – stwierdziłam, czując intensywność alkoholu w sobie. – Lepiej pójdę do pokoju, nim coś odpieprzę… - gdy wstałam, automatycznie ręka Chada chwyciła moją. Spojrzałam na niego lekko pijana.
- Poczekaj chwilę, kwiatuszku… - Chad powoli wyszedł zza baru, nie puszczając mojej ręki, a potem przyciągnął mnie do siebie.
- Chad, nie… - zaczęłam go od siebie odpychać, ale ręce mocno zacisnęły się wokół mojego ciała.
- Wiesz, jak bardzo pragnę, aby być Twoim pierwszym? Czy ty wiesz jaki jestem twardy gdy widzę ten Twój okrągły tyłeczek i te piersi? – dłonie Chada spoczęły na moich pośladkach i ścisnęły je mocno.
- Puść mnie! – krzyknęłam, bijąc go po klatce piersiowej, ale na nic. – Chad, proszę, zostaw mnie – jęknęłam zduszonym głosem, unikając jego ust, które próbowały mnie pocałować.
- Zbyt długo na Ciebie czekałem, czas zapieczętować sprawę – warknął i mimo moich protestów, pocałował, trzymając moją twarz swoimi dłońmi, bym nią nie ruszała. Nie odwzajemniałam tego, bo było to okropne.
- Chad… - zaskomlałam, nadal się szamocząc.
- Jak będziesz się wierzgała, zaboli dwa razy mocniej – syknął w moje usta, wdzierając się do nich językiem.
- Zostaw mnie! – udało mi się w końcu tak zaszamotać, że oderwałam się od niego i uderzyłam mocno w twarz.

Jednocześnie w Rezydencji rozległy się strzały




***********************

No to kochani witam was z pierwszym rozdziałem! :D No jak myślicie, kto zrobił najazd na Rezydencję? :D Następny rozdział dodam w piątek, razem z COD :3



10 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!! :* <3

Komentujcie <3

Katie.





piątek, 22 sierpnia 2014

Informacja :)

Witajcie na moim kolejnym blogu! Nigdy nie wiedziałam, że moja pasja się tak rozwinie i będę pisała tyle blogów! To dla mnie zaszczyt! :D 

Ten blog z kolei jest o naszym Horanie ;D To mój pierwszy blog o nim i mam nadzieję, że się wam spodoba :D Tak jak pisało w ostrzeżeniu, te opowiadanie będzie zawierało dość sporo scen dla dorosłych, o których będę informowała prywatnie na facebooku, albo na asku :D Teraz w komentarzach zostawcie do siebie namiar i regularnie będę was informowała o rozdziałach :D 

Nie życzę wam nic innego, niż miłego czytania! :D Rozdziały powinny pojawić się niedługo, na pewno dostaniecie ode mnie informację na facebooku :D 

Peace! xx.

Katie.